Dzięki booktourowi z Neavecreations miałam okazję przeczytać pierwszy tom serii „Zawierucha” Idy Żmijewskiej. Nosi on tytuł „Iskry na wiatr”.
Książka opowiada o czwórce sióstr, które z dnia na dzień z córek bogatego właściciela fabryki, stają się sierotami bez grosza. Ich ojciec popełnia samobójstwo, gdyż okazuje się, że pod koniec życia stał się bankrutem. W jednej chwili Zosia, Nina, Julia i Pola muszą opuścić piękną posiadłość i przenieść się do czynszowego mieszkania, które dzielić będą z babką i ciotką. Na domiar złego wybucha I wojna światowa i nic już nie jest takie, jak młode kobiety znały wcześniej.
W miarę przesuwania się akcji do przodu, kolejne wątki stają się coraz bardziej tajemnicze a na jaw wychodzi wiele nieprzewidzianych komplikacji. Czy pan Keller faktycznie popełnił samobójstwo? Dlaczego sprzedana fabryka stoi odłogiem? Czym zajmuje się Zosia? (Czytelnik to wie, jej rodzina nie). Co wyniknie z niespodziewanego małżeństwa Niny? Czy Julia spojrzy wreszcie przychylnym okiem na niestrudzonego adoratora? Czy Pola okaże się najdojrzalsza z rodzeństwa, mimo że jest najmłodsza? Co mają oznaczać te tajemnicze włamania do ich mieszkania? I wreszcie, co przyniesie ze sobą wojna, kiedy i jak się skończy a także jak ją przetrwać?
Akcja dzieje się w Warszawie. Szczerze jednak przyznam, że nie odczuwałam tu wojennej atmosfery. Gdyby nie konspiracyjna praca Zosi, (którą i tak przerywa zapalenie płuc) i wieczne wzmianki o brakach w zaopatrzeniu chyba w ogóle nie zwracałabym uwagi na czasy, w jakich rozgrywa się powieść. Co prawda Julia pracuje w szpitalu, do którego bez ustanku dowożeni są ranni, a jednak mimo wszystko dla mnie było w tej Warszawie jakoś za spokojnie.
Początkowo bałam się, że nie polubię żadnej z bohaterek, a już na pewno Julii. Jednak w miarę posuwania się powieści do przodu to chyba ona najbardziej przypadła mi do gustu, na równi z babcią Adelą, (relacja Julii z doktorem Warlińskim wydała mi się naprawdę urocza). Pola, która chyba była windowana na główną bohaterkę, (to jej dziennik cytuje Autorka) była chyba najbardziej niejaka ze wszystkich panien Keller. Postać Niny i jej los spleciony z rosyjskim oficerem, (polskiego pochodzenia) wydaje się intrygująca, za to Zofia działała mi na nerwy swoim przekonaniem o nieomylności i traktowaniem młodszych sióstr z góry.
W zasadzie trudno sklasyfikować tę książkę jednoznacznie. Rozpoczynająca się i wyglądająca jak typowa saga rodzinna w częściach na tle ważnych dla świata wydarzeń, skręca w pewnym momencie w stronę kryminału, żeby później niemal w mgnieniu oka przeistoczyć się w romans. Przyznam, że tego się nie spodziewałam, choć jestem zaskoczona zimną krwią wszystkich kobiet z rodziny w obliczu morderstwa w ich własnej kuchni.
Styl Idy Żmijewskiej jest przyjemny i dobrze się czytało tę powieść. Żadne wątki niestety nie zostały jednak dokończone, ale jest to spowodowane faktem, że „Iskry na wietrze” to dopiero pierwsza część. Czytając, czuło się, że to tylko wprowadzenie, nakreślenie postaci i problemów. Wygląda na to, że wszystko co istotne dopiero przed nami. Przyznam, że było to nieco irytujące, bo im dalej w las tym pojawiało się więcej wątków i zagadek, ale to dobry chwyt marketingowy. Ja pewnie też w związku z tym sięgnę po kolejny tom, który niedawno został wydany.