"Czerwona królowa" to kolejna już książka historyczna Philippy Gregory. Ta autorka jest chyba najczęściej wymienianą na moim blogu i chociaż naprawdę wątpię by ktoś o niej nie słyszał, a nawet nie czytał choć jednej jej powieści, to jednak od czasu do czasu przytaczam jej krótką biografię. Gregory zaczynała od dosyć znanej dzisiaj książki "Kochanice króla". Niektórym może się to kojarzyć z telewizją i słusznie, bo na podstawie powieści nakręcono nie tylko film kinowy ale i telewizyjny. Właściwie to już ten jeden tytuł zapewnił jej miejsce na listach bestsellerów, był to jedyny tak spektakularny debiut ostatnich dziesięcioleci, bo Gregory do dzisiaj plasuje się na pierwszych miejscach wszelkich list i w ogóle z nich nie schodzi. Nie wiem czy autorkę to nudzi czy cieszy, ale raczej nie zapowiada się na to, by w jej karierze miał nastąpić jakiś zwrot i nagle miała spaść z list bestsellerów.
Kolejną książką jaką chcę przedstawić jest "Czerwona królowa". Tym razem poznajemy historię życia Małgorzaty Beaufort. To dosyć zapomniana królowa, o której do tej pory pisano raczej oszczędnie. Tymczasem jej żywot to pasmo wzlotów i upadków, które nadają się pod scenariusz filmowy. Małgorzata została poślubiona dużo od niej starszemu mężczyźnie w wieku zaledwie czternastu lat i właściwie od razu owdowiała. Jak często zdarza się w tego typu sytuacjach, od razu wszyscy o niej zapominają, staje się jedynie kobietą, która kiedyś była ważna. Tymczasem Małgorzata pragnie władzy, majątku i szacunku. Nie zamierza być jedynie mało znaczącą osoba, chce być głową państwa. Jednak sama nie ma na taki tytuł najmniejszych szans, w przeciwieństwie do jej syna. Chłopiec staje się jej targetem, przedmiotem, dzięki któremu wdrapie się na sam szczyt władzy. Nie zważa przy tym na szczęście swojego jedynego pierworodnego, ani na cenę jaką musi zapłacić. Wkrótce doprowadza do ślubu syna Henryka z Elżbietą, jednak to zaledwie początek jej intryg, kłamstw i matactw jakie zaplanowała.
Małgorzata Beaufort to jedna z najgorszych kobiet dawnych czasów. Bardzo mało się o niej słyszy, rzadko jest wspominana przez historyków, na próżno jej też szukać w licznych filmowych biografiach i dokumentach, a to jedna z najokrutniejszych władczyń. Może nie zlecała podobnie jak większość jej poprzedniczek i następczyń mnóstwo morderstw, ale poświęciła własne dziecko dla swoich zaszczytów, a do tej pory nawet najkrwawsze królowe miały za swój słaby i czuły punkt właśnie swoje potomstwo. W moim odczuciu kierowała nią niezdrowa wręcz chęć kontroli i władzy, dla której w pewien sposób traciła zmysły i zdrowy rozsądek. Oczywiście nie bez winy był też jej ciężki i dosyć surowy charakter. Mimo, że można by ją usprawiedliwiać dosyć ciężkim życiem już od najmłodszych lat życia, dla mnie nie było to wystarczającym argumentem by ją zrozumieć a już na pewno nie polubić.
Nie tylko sama Małgorzata wzbudzała u mnie niechęć, także jej syn Henryk, pierwszy władca nowej dynastii Tudorów, był dla mnie jedynie budzącym niesmak człowiekiem. Z jednej strony można mu współczuć, bo biorąc pod uwagę to jak był wykorzystywany przez matkę w połączeniu z jej ciężkim charakterem, mogłoby w pewien sposób usprawiedliwiać jego późniejsze zachowanie, jednak dla mnie jego czyny były na tyle zbrodnicze, że nie broni go w moich oczach nawet jego dzieciństwo.
Myślę, że ta powieść jest wspaniałym wstępem do cyklu o Tudorach. To spojrzenie na rodzinę Henryka VII od kulis, od samego dzieciństwa władcy, a nawet wcześniej, od młodości jego matki.