Śmieszna książka, która powstała w nadziei na… i balansuje między ‘przedpokojem’ podróży a jej zatartym śladem w pamięci autora.
Byłam studentką prof. Magdaleny Środy i w tamtym czasie ktoś mi kiedyś powiedział, że jej mąż napisał jakąś książkę o ich wspólnych podróżach. Pomyślałam sobie, że fajnie byłoby zobaczyć Panią Profesor oczami jej męża… Jeśli taką książkę faktycznie napisał, to jej odkrycie jest jeszcze przede mną. Tę pozycje polecam natomiast tym, którzy chcieliby poczuć dystans do pojęcia podróżowania – autor przywołuje miejsca w taki sposób, że - w zależności od naszego nastroju - możemy to, co przedstawia, odbierać ironicznie, ale równie dobrze możemy poddać się bardziej ‘romantycznej’ perspektywie.
Dla mnie ta książka ma tak nienachalną treść, że często skłaniała mnie do odwoływania się do własnych doświadczeń, które nasuwały mi się w trakcie lektury.
Wśród wielu ciekawych momentów w tekście, rozbroił mnie opis pewnego znanego mi budynku w Warszawie:
Ktoś, kto zdecyduje się pchnąć drewniane obrotowe drzwi i wejść schodami na pierwsze piętro, zorientuje się bardzo szybko, że miejsce to rządzi się innymi prawami niż świat pozostawiony na zewnątrz grubych murów. Możemy sobie powtarzać dowolnie wiele razy, że to tylko hipoteka, a nie sąd karny, ale i tak nie uwolnimy się od tego poczucia, że w obliczu bezosobowej powagi i autorytetu instytucji ukrytej za dziesiątkami drzwi jesteśmy istotami śmiesznymi, bezradnymi i – w ostatecznym rozrachunku – całkowicie zbędnymi.
Powyższy fragment oddaje moim zdaniem ogólne zabarwienie treści, ale nie oddaje ostatecznie charakteru całej książki, która wydaje się zbitką nachodzących na siebie, znacząco różnych perspektyw, zmontowanych w zgrabny sposób.
Najbardziej chyba wybija się w tym ‘przewodniku’ element czekania, który skłania autora do obserwacji elementów rzeczywistości w sposób żartobliwy, z elementami groteskowymi, ale czujemy cały czas, że w zasadzie ‘płyniemy z nurtem rzeki’.
Co do samego tytułu książki – wprowadza stosowny zamęt, który towarzyszy nam do jakiegoś momentu, ale stopniowo, w miarę upływu czasu, tracimy nadzieję, na… w pogodnym nastroju.