„Napęd. Siły nadciągające jak fala. Doznanie było znajome, ale zwykle pojawiało się już wtedy, gdy stała na miejscu zdarzenia. Przypominało zastrzyk, który pobudzał całe ciało, uderzał w pierś i docierał do głowy w postaci mrowienia. Była gotowa. Wątpiła w swoje umiejętności dopóki nie poczuła tego kopa, a wtedy całe zdenerwowanie czające się tuż pod skórą znikało. Peter zwykle mówił, że ulega wtedy transformacji i z Luise zmieniała się w asystent kryminalną Rick z Wydziału Zabójstw Komendy Miejskiej Policji w Kopenhadze.”*
Człowiek jest z reguły istotą ciekawską, czasem bywa tak, że jego zawód wymaga nawet by potrafił wyszperać to co ukryte. Przydatna umiejętność, ale czasem bywa niebezpieczna czy nawet uciążliwa. Bywają momenty, w których lepiej było by wiedzieć za mało niż za dużo. Los bywa jednak przewrotny o czym doskonale wiemy i czasem trzeba wykazać się sprytem by zmienić jego bieg…
W niedzielne popołudnie ktoś znajduje zwłoki kobiety. Do tej sprawy zostaje przydzielona Louise Rick asystent kryminalna z Wydziału Zabójstw Komendy Miejskiej Policji w Kopenhadze. Jakiś czas później policja rozpoczyna drugie śledztwo. Tym razem ofiarą był reporter pewnej gazety, który najprawdopodobniej komuś wadził. Rick mimowolnie bierze udział obydwóch śledztwach ponieważ jej przyjaciółka Camilla Lind reporterka i koleżanka zabitego mężczyzny na własną rękę chce odkryć prawdę. Louise stara się ją od tego odwieść, a gdy już jest za późno chroni by nic nie stało się jej przyjaciółce. Czy te morderstwa mają coś ze sobą wspólnego? Co odkrył reporter, że musiał zginąć? No i wreszcie kto tym wszystkim kierował?
Skandynawskie kryminały to dla mnie w dalszym ciągu nowość. To moje drugie bodajże podejście do powieści pisarzy skandynawskich i jak na razie się nie zawiodłam. „Handlarz śmiercią” intryguje tytułem oraz notą wydawcy. Jest to pierwszy tom serii, który wydany w 2004 roku w ojczystym języku od razu zyskał wielu czytelników. Tak jak wspomniałam zaintrygował mnie opis i się skusiłam na tę pozycję. Mimo ciekawości zaczynałam czytać ją z obawą czy się nie zawiodę. Zawsze tak mam gdy sięgam po debiuty i coś czego nie mam sprawdzonego. Wszystkie obawy minęły jednak bardzo szybko, a ja zostałam wciągnięta w świat gangsterów, narkotyków i władzy. Przez kilkanaście pierwszych stron poznajemy dokładnie etapy prowadzenia śledztwa, które często prowadzą do nikąd, ale zdarza się, że trzeba j powtarzać po Kika razy. Istnieje bowiem możliwość, że za którymś razem odkryje się coś ważnego. Autorka skupia się na tym by czytelnik mógł zrozumieć, że często prowadzenie sprawy o morderstwo nie jest łatwe, a żmudne. W tym przypadku mimo wielu poszlak i dowodów przez dłuższy czas stało w miejscu. Na szczęście Sara Blædel opisała też prywatne życie Rick, które uzupełniało momenty gdy w śledztwie nic się nie działo. Pozwala to też poznać nam kobietę jako zwykłego człowieka, który ma życie prywatne, w którym też się dużo dzieje. Ciekawie jest też opisany motyw przyjaźni między policjantką, a dziennikarką. Kobiety łączy silna więź, ale zawody przez nie wykonywane sprawiają, że stają po różnych stronach barykady.
„Handlarz śmiercią” to kryminał, który ma ciekawą fabułę, która z biegiem akcji się rozkręca i sprawia, że naprawdę trudno oderwać się od czytania. Podobało mi się o jak autorka skrupulatnie ukazuje działania policji oraz dziennikarzy. Widać, że mimo konfliktu interesów w pewnych momentach współpraca bywa chwilowo przydatna. Postacie są zarysowane wyraźnie i w sposób przemyślany. Wydają się tacy prawdziwi i dobrze nam znani. Bawią nas i zaskakują. Nie wiem jak inni, ale ja byłam zaskoczona wynikiem sprawy. Może przez chwilę coś podejrzewałam, ale odrzuciłam to jako absurdalny pomysł. A jednak czasem pierwsza myśl naprawdę jest tą dobrą.
Debiut tej duńskiej powieściopisarki polecam fanom gatunku jak i tym, którzy dopiero się z nim zapoznają. Ostrzegam jednak by zagospodarować sobie więcej czasu na lekturę tej powieści ponieważ naprawdę wciąga i intryguje. Mi wystarczyła jedna noc na zapoznanie się z „Handlarzem śmiercią". Trzyma w napięciu i zmusza do snucia własnych wniosków. Spróbowałam i się nie zawiodłam. Polecam!
*str. 36