Mama Clary nadal przybywa w magicznej śpiączce. Może jej tylko pomóc Ragnor Fell. Jednak żeby go znaleźć, dziewczyna musi udać się do Idrisu. Razem z Lightwoodami ma przekroczyć Bramę, by po raz pierwszy w rzeczywistości zobaczyć to sławetne miasto. Lecz wiele nieoczekiwanych i strasznych rzeczy sprawia, że dziewczyna nie przekracza Bramy wraz z przyjaciółmi. Co teraz ma zrobić? Jak uratować matkę? I czy jej niesamowite zdolności mają z tym coś wspólnego?
Z serią Dary Anioła spotkałam się już jakiś czas temu. Moja przyjaciółka polecała mi tę serię. Nie byłam do niej przekonana, tym bardziej że wcześniej obejrzałam film i niestety miałam krzywy wizerunek na świat Nocnych Łowców. Jednak po jakimś czasie dałam się przekonać do przeczytania pierwszej części. Wtedy moje zdanie diametralnie się zmieniło. Książka bardzo mi się spodobała. Teraz po długiej przerwie postanowiłam przeczytać "ostatnią" część pierwotnej trylogii. Nie wiem, dlaczego tak długo zwlekałam z tym.
Według mnie najważniejszą zaletą książki jest świat wykreowany przez autorkę. Jest on oparty na naszej rzeczywistości, lecz istnieje na własnych zasadach, które nie są wcale takie łatwe i tolerancyjne, jakby mogło się wydawać. Świat Idrisu i ten znany Nocnym Łowcom jest bardzo nietypowy, mimo że podobny do naszego. To właśnie najbardziej poruszyło mnie w książce. Odkąd pamiętam lubiłam te inne światy, które mogłyby istnieć w świecie nam znanym. Wystarczyłoby tylko dokładnie się przyjrzeć i wtedy wszystko zmieniłoby się. Takie miałam odczucie, czytając tę książkę. Jakbym w każdej chwili mogła przenieść się do świata Nocnych Łowców, wampirów, wilkołaków i innych magicznych istot.
Kolejnym plusem są dobrze wykreowani bohaterowie. Są oni bardzo ludzcy. Mimo czasami występującej idealizacji, są oni realni. Przeżywają dokładnie to co my, gdybyśmy byli na ich miejscu. Nie dzielą się wyraźnie na dobrych i złych. Każdy ma trochę tego i tego. Ostatecznie sam dokonuje wyboru, kim będzie. Tutaj zwracam szczególnie uwagę na Valentine'a, który z założenia jest tym złym. I nie ma wątpliwości, że tak jest, ale pod maską opanowania i pewności siebie często zauważałam ludzkie odbicie. Miałam wrażenie, że można mu pomóc. Kolejną postacią, która zwróciła moją uwagę, jak pewnie się domyślacie, jest Jace. Od pierwszej części autorka wykreowała jego postać na wyjątkowo barwną i emocjonalną. Możemy obserwować, jak bardzo się zmienia pod wpływem różnych emocji i przy tym jak bardzo jest stały w swoich uczuciach i postanowieniach. Jest paradoksalną osobą. Tak dobrze wykreowanych postaci jest wiele. Tak naprawdę prawie każdy bohater kryje w sobie ludzką naturę, która skrywa tajemnice. Powieść jest napisana w taki sposób, że można obserwować prawie każdego bohatera i to przez różne pryzmaty. Czasami ktoś o nim opowiada, innym razem on sam otwiera przed nami serce. To jest fantastyczne zagranie Clare.
W poprzednich częściach bardzo ważnym wątkiem był wątek romantyczny. Tutaj nadal możemy go odnaleźć, jednak gdzieś już tam powoli umyka nam. Uważam, że jego ilość była idealnie dopasowana do całej fabuły. Doskonale komponowała się z nią, dając satysfakcję. Lecz muszę przyznać, że w "Mieście Szkła" zawiodłam się na głównej bohaterce. Zawsze ją lubiłam, a teraz odrzucała mnie. Jak dla mnie zaczęła być irytująca i czasami bezmyślna. Sytuacja pozwala na to, jednak ja nie mogłam się przekonać do jej nowego wizerunku. Czegoś mi w niej brakowało, co na pewno miała w poprzednich częściach. Może trochę się czepiam, ale... no właśnie ale.
Jeśli miałabym oceniać te trzy części jako trylogię, to na pewno ją polecam. Jednak jak wiemy części jest już sześć. Jestem niezwykle ciekawa następnych, ponieważ "Miasto Szkła" jest świetnym zakończeniem tej historii. Nie mam pojęcia, co autorka wymyśliła dalej. Słyszałam trochę spojlerów, jednakże nie umiałam ich połączyć w całość. Na szczęście. Nie mam wątpliwości, że przeczytam kolejną część. Choć muszę przyznać, że już nie wiem, która to jakie miasto. Tym czasem polecam każdemu, kto czytał "Miasto Szkła" i "Miasto Popiołów", kolejną część.