Pierwszą część "Trylogii Czasu" poznałem dzięki wielu pozytywnym recenzjom z różnych blogów. Obok takich "ochów" i "achów" nie można przejść obojętnie, więc od razu postanowiłem ją przeczytać. Rozpoczyna się niewinnie: Gwendolyn chodzi do szkoły, obgaduje chłopaków ze swoją przyjaciółką i ma nieznośnego nauczyciela historii.
Jednak, gdy wgłębimy się w fabułę okazuje się, że w jej rodzinie od pokoleń przekazywany jest gen, który pozwala na podróż w czasie. Dla niektórych to przekleństwo, dla innych dar. Jednak każdy podróżnik odpowiada jakiemuś kamieniowi szlachetnemu, a ich próbka krwi potrzebna jest do zasilenia chronografu, który odkryje mroczna tajemnicę. Problemy jednak spiętrzają się wraz z akcją: kto jest ostatnim kamieniem szlachetnym i kto zamierza pokrzyżować plany otwarcia chronografu...
Mimo zawiłej akcji, ma się wrażenie czystości i ani na moment czytelnik nie zagubi się w gąszczy wątków. Znajdziemy tu problemy rodzinne, pułapki, a także oczywiście podróże w czasie. Nie są one tak spektakularne, ale przyciągają uwagę i na nich tym bardziej warto się skupić. Nie poznajemy w nich królową Anglii ani słynnego rycerza, ale spotykamy przodków Gwendolyn, która razem z innym podróżnikiem - Gideonem - musi pobrać od nich krew.
Bardzo się ucieszyłem za każdym razem, gdy narratorka (którą jest Gwennny) wspominała o historycznych filmach wraz z aktorem/aktorką grającą główną rolę w nim. Jest to pewnego rodzaju reklama, a ja jako fan kinematografii tym bardziej śledziłem opinie bohaterek o danych kreacjach postaci. To taka ciekawostka, ale oznacza to tylko, że Kerstin Gier też jest obeznana ze światem filmu.
Może to on podsunął jej pomysł na książkę?
W sumie to jest pewnego rodzaju ewenement, bo Gier jest Niemką, a pisze o Londynie i Anglikach. Wydaje mi się, że jest to zabieg spowodowany faktem, że autorka od razu miała na myśli czytelników zza granicy i postanowiła nadać swoim bohaterom europejskie, uniwersalne imiona i ustawić ich w kraju, którego język jest międzynarodowy. Dziękuję jej, że oszczędziła mi łamania języka na niemieckich nazwach. ^^
Bardzo ciekawą sprawą są także kartki oddzielające rozdziały, na których znajdziemy cytaty z Szekspira lub z tajnych akt hrabiego de Saint Germain, a także rodowody rodzin, w których obecne są geny. Jest to ciekawa odskocznia od fabuły, pozwalająca bardziej wciągnąć się w akcję.
A na koniec warto zwrócić uwagę na spis postaci i ich krótką rolę w "Trylogii czasu".
Wielu z was na pewno czytało nie jedną recenzję tej powieści. Zamiast skupić się na wymienianiu wad i zalet, raczej chciałem wyciągnąć ciekawostki, które mnie spotkały podczas tej lektury. Lektury szybkiej, przyjemnej i oczywiście zmuszającej mnie do przeczytania części drugiej, gdyż zakończenie zaskakuje i na pewno ten wątek autorka rozwiąże w "Błękicie Szafiru".
Arcydziełem nie jest, ale nie chodziło tu o książkę naukową czy pouczającą. To ma być rozrywka i rozrywką jest. Więc warto stracić trochę czasu dla "Czerwieni rubinu".