Młodzież ceni sobie wolność. Nie lubi, gdy im się dyktuje, co mają robić. Woli łamać zasady, tworzyć własny regulamin istnienia na świecie. Pierwszy pocałunek, pierwszy papieros, pierwszy kieliszek wódki. Musi spróbować wszystkiego, bo nie chce żałować utraconej szansy. Młodzież pragnie odkrywać granice swojego bytu. Przecież całe życie uczymy się na własnych błędach.
A jakby to było, gdyby pewnego dnia nastolatkowie stracili swoją wolność? Staliby się więźniami systemu, który zamyka młodych ludzi w złotych klatkach. Kontroluje każdy ich ruch, nie pozwala na wygody. Robi z nich niewolników, mogąc w każdej chwili się ich pozbyć. Wystarczy tylko jedno słowo tego Najważniejszego.
Tak właśnie dzieje się w świecie Wisty i Whita. Z niewiadomych przyczyn znikają młodzi, słuch o nich ginie pośród strachu i obaw. Każdy obawia się o swoje dzieci, chociaż bywają i tacy, którzy są skorzy do współpracy z potworami.
Pewnego dnia strażnicy przychodzą do domu nieświadomego rodzeństwa. Wyrywają ich ze snu, oskarżając o coś niemoralnego. Wisty i Whit boją się, jednak nie mogą się przeciwstawić pionkom w grze reżimu zwanego Nowym Ładem. Zostają wyprowadzeni z domu i przewiezieni do zakładu, gdzie Ten Który Jest Jedyny zdecyduje o ich losie: będą mogli żyć albo zostaną zlikwidowani.
Ale jedno jest dziwne – dlaczego dorośli ludzie boją się tych dzieci? Co jest w nich takiego, że obawia się ich sam Najważniejszy Nowego Ładu?
„Boją się zmian, a my będziemy się zmieniać.
Boją się młodości, a my jesteśmy młodzi.
Boją się muzyki, a muzyka jest naszym światem.
Boją się książek, wiedzy i idei.
A najbardziej boją się magii.”
Kiedy zauważyłam tę książkę na jednej z półek w miejskiej bibliotece to moje oczy nie umiały się od niej oderwać. Zdecydowanym ruchem sięgnęłam po nią, by móc przeczytać opis. Ostatnio nie patrzę na okładkę, bo ona potrafi dawać złudne wyobrażenie. Gdy tylko moje oczy zarejestrowały słowa o dystopijnej wizji świata byłam gotowa zanieść ją mojemu dealerowi i grzecznie wypożyczyć. Jednak czy moja radość trwała długo?
Już pierwszy rozdział potrafił mnie porwać w ten okrutny świat, jaki przedstawiają autorzy. Głównych bohaterów poznajemy wtedy, gdy mają zostać straceni. Niezbyt miłe spotkanie, aczkolwiek to tylko wstęp do zdarzeń, które pokrywają dalsze strony książki.
Wisty i Whit to rodzeństwo, które (tradycyjnie) różni się od siebie. Whit to typ sportowca, jednak bywa i tak, że jego kalectwo wysuwa się na pierwszy plan. Również niedawno stracił swą ukochaną i tęskni za nią, gdyż nie było mu dane się z nią pożegnać. Nic nie wie o jej nowym miejscu zamieszkania, a nawet nie może być pewny, czy ona jeszcze żyje. Natomiast Wisty to typ buntownika. Zbiera najgorsze oceny w szkole oraz zostaje za karę po lekcjach. Mimo takich różnych warstw społecznych w placówce łączy ich silna więź z rodzicami. To jeden z czynników, który udowadnia im, że potęgą jest miłość do bliźniego. Drugim natomiast jest coś, o czym nie zdawali sobie sprawy, dopóki strażnicy nie wtargnęli do ich domu. Jest to... magia!
Wzmianka o czarach (w końcu po coś jest taki, a nie inny tytuł) również zachęciła mnie do przeczytania tej książki, lecz praktycznie w połowie zaczynałam żałować, iż po to sięgnęłam. Rany boskie, autorzy mieli świetny pomysł na to, ale tanie sztuczki z wybuchaniem ognia na skórze czy znikaniem mogli sobie darować. Ewentualnie lepiej to rozbudować. Rodzeństwo pomyślało o czymś magicznym – pyk! Działo się. Nie jara mnie czytania o kilku sztuczkach na okrągło. Po prostu zaczynałam myśleć o czymś w stylu „oho, pewnie zabawi się w ognistą kulę”. I bingo!
„Północ, południe, zachód, wschód
Nasz dom jest najlepszy na świecie,
Stoi w środku lądów i wód
Gdy zabrzmi miłość, wejdziecie.”
Narracja jest podzielona na dwie osoby. Wiadomo od razu, o kogo chodzi, gdyż to Wisty i Whit grali pierwsze skrzypce. Chciałoby się rzec, że dzięki temu lepiej ich poznawałam i mogłam postawić się w ich sytuacji. Bzdura. Żałowałam, że mogłam wkraść się w zakamarki ich umysłu, ale o głównych powodach to za chwilę.
Poboczne postaci zostały wprowadzone tak, jakby miały zapełnić luki w tekście. Owszem, niektóre osoby były lepiej przedstawione, ale większość to tylko imiona i porównania (o nich akapit niżej).
Nie znajdziemy tutaj wyszukanych słów. Język autorów jest prosty, można rzecz płaski. Łatwy w odbiorze, dlatego też czytelnik prawie nie męczy się podczas jego odbioru. Dlaczego prawie? Już mówię. Chodzi mi o... porównania. Tak, ten jeden czynnik wywoływał u mnie mdłości, ataki gniewu i irytacji, i tak w kółku. Miałam wrażenie, że książka praktycznie w połowie składa się z porównań. Rozumiem, że to miało nam, czytelnikom, przybliżyć obraz tamtego świata, ale zlitujcie się! Od tego są opisy, które można rozbudować tak, by zaciekawiły, a nie zanudzały. Również zdawało mi się, iż słownictwo bohaterów jest ubogie i poleciłabym dodatkowe lektury, by go rozbudowali. Musiałam się poskarżyć, gdyż takie coś doprowadza mnie do szału!
Podsumowując.
Autorzy mieli ciekawy pomysł na serię, ale totalnie go zmasakrowali. Aż się boję sięgać po kolejne tomy.
Nie wiem, komu mogłabym to polecić. Może tym osobom, które pragną coś przeczytać, ale nie chce im się przy tym racjonalnie myśleć i zastanawiać się nad treścią. Tak, wtedy ta książka spełnia takie wymagania. Taka prosta młodzieżówka.