Moje pierwsze spotkanie z Carlą Montero nie wypadło zbyt pomyślnie. Jakiś czas temu czytałam jej „Złotą skórę”, jednak dziś już zupełnie tej książki nie pamiętam, zatem nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Zachęcona jednak pozytywnymi opiniami o najnowszym „Ogrodzie kobiet” sięgnęłam po powieść i spędziłam z nią kilka przyjemnych chwil.
Jeśli chodzi o samą fabułę, to nie znalazłam w niej nic zaskakującego ani nieprzewidywalnego. Główna bohaterka, Gianna, właśnie stanęła na rozdrożu. Zaszła w ciążę z żonatym mężczyzną, który nie ma zamiaru porzucać swojej żony. Jej kwitnąca kariera architektki zależy od tego, czy będzie mogła całkowicie zaangażować się w najbliższy, intratny projekt zagraniczny. Pojawienie się dziecka byłoby oczywistą przeszkodą, dlatego bez większego zastanowienia Gianna decyduje, że ciążę usunie. Dodatkowo umiera jej babcia, z którą nasza bohaterka była bardzo mocno związana, zostawiając po sobie restaurację oraz stary młyn we Włoszech i rodzinną tajemnicę związaną z nagłym i tajemniczym wyjazdem prababki – Anice – z Włoch do Portugalii w pierwszych latach po I wojnie światowej. Aby poukładać sobie w głowie przyszłość, zastanowić się przez chwilę nad dalszymi krokami, Gianna postanawia odszukać opuszczony budynek we Włoszech, zwłaszcza że porządkując rzeczy po babci odnalazła pamiętnik Anice, w którym opisuje ona narodziny miłości do Luki, trudności, jakich od samego początku doświadczał ich związek, spowodowany różnicą pochodzenia.
I jak to się zdarza w takich fabułach, Gianna przyjeżdża do Włoch rozwikływać zagadkę swojej prababki i nagle okazuje się, że w tym właśnie miejscu wszystkie rozsypane puzzle jej życia wskakują na swoje miejsca, pojawiają się nowe propozycje pracy, bratnie dusze i miłość. Pozostaje pytanie, czy nasza bohaterka pójdzie za głosem serca i zdecyduje się rzucić dotychczasowe życie, by rozpocząć tutaj nowy rozdział, osiągając spokój i harmonię… No cóż, książka mnie nie zaskoczyła, mimo to spędziłam z nią dobry czas. Jest przyjemna dzięki stylowi autorki, która pięknie opisuje walory przyrodnicze miejsc, w których znajdują się bohaterowie, a przede wszystkim nawiązuje do dziedzictwa kulinarnego tych okolic, do smaków i aromatów dań charakterystycznych dla regionu. Dwie równolegle prowadzone historie – Gianny i Anice, choć ostatecznie są przewidywalne i mało oryginalne, to wciągają. Książka broni się jakością językową, stylem. Gdybym zatem miała wybierać wśród lektur kobiecych, niosących pocieszenie i wiarę, że wszelkie kłopoty są chwilowe, a los zawsze przynosi wyjścia z najbardziej beznadziejnych sytuacji, to z pełną akceptacją i radością sięgnęłabym po tą książkę po raz drugi. Historia w niej przedstawiona nie jest zbyt słodka, ma kilka momentów, które pokazują, że życie nie jest łatwe.
Kiedy szukam książki pozytywnej, pocieszającej, to opowieści o tym, że warto rzucić miejskie wygody i przeprowadzić się na koniec świata, gdzie łatwiej nawiązać prawdziwe, szczere relacje i żyć zgodnie z własnym rytmem, posłuchać swojej natury, cieszyć się bogactwem bodźców działających na zmysły, są dla mnie najbardziej odpowiednie. „Ogród kobiet” właśnie taki jest. Ponadto wychwala wartość kobiecych przyjaźni, której właściwie nadaje wymiar magiczny. Pokazuje też złożoność ludzkiej psychiki, którą tak łatwo nadszarpnąć, wyprowadzić z równowagi. Zwraca uwagę na to, że nie należy oceniać po pozorach. Taka książka jest według mnie idealna, aby się odprężyć, zrelaksować, przeżyć niezapomniane chwile w słonecznej Italii. Na jesienni i zimowe wieczory warto się w nią zaopatrzyć.