Mrok nad Tokyoramą recenzja

Cyberpunk wprawnym okiem pióra Roberta J. Szmidta

Autor: @belus15 ·8 minut
7 dni temu
Skomentuj
1 Polubienie
Czym tak naprawdę jest ,,cyberpunk”? Trudno o jednoznaczną i szeroką odpowiedź w tej kwestii, dotyczącej tak samo etymologii tego słowa jak i określenia, czy nazwy, które to reprezentuje, a które dotyczą pewnego rodzaju lub nurtu pośród tworów kultury masowej. Owszem sam definicja ,,cyberpunk” według arkanów dotychczas zgromadzonej przez ludzkość wiedzy, uśredniając, oznacza nurt a raczej wariację, lepiej!: mutację ,,narosłego” i ewoluującego poprzez czas gatunku literackiego, filmowego oraz wśród gier komputerowych, których to fabuła skupia się na w pewnym stopniu możliwych, futurologicznych przewidywaniach osiągnięć nauki i techniki, ukazujących ich wpływ na życie jednostki lub społeczeństwa. Cyberpunk to całkiem młoda odmiana science-fiction, z bardzo rozmaitymi ,,hybrydami”, czy czymś, co osobliwie nazywam ,,wtórstwami”, które niekiedy zaczynają przypominać coś niezwykle abstraktcyjnego, jakby wchodzącego mocno zarówno w fantastykę naukową jak i fantasy. Jako odmiana narodził się około 50-40 lat temu: były to jednak całkiem skromne początki, w których tworzone seriale anime, książki, czy cokolwiek innego nie przypominało owoców ,,cyberpunkowej myśli”, które znamy chociażby z ostatnich dwóch dekad, odbiegających od bardzo zaawansowanego wyobrażenia. Wtenczas na świecie królowały nieco archaiczne technologię, które jako nie aż tak rozwinięte sprawiały, że futurologia, która na nich się opierała i całe inne zamysły związane z tak zmieniającą się nauką i technologią, nie przypominały tego, co dają one same i jej pochodne obecnie.

Cyberpunk jest wariacją science-ficiton, która ma naturę ruchomą; co byśmy o niej nie powiedzieli, dobrze zorientowany w wytworach popkultury człowiek, a najlepiej klasyczny popkulturowy geek, słysząc ,,Cyberpunk” pierwsze co mu przyjdzie na myśl powie: ,,Cyberpunk 2077”. Tak, najlepiej jest, jeśli w tym rozróżnieniu i kwestii jest się swego rodzaju ,,Cyberpunkofilem", gdyż wtedy na wszelakie wyobrażenia w kulturze masowej o tym nurcie właśnie, nakłada się skojarzenie gry od polskiego Studia, CD Projekt. Nasz rodzimy wydawca i producent gier video, talent do tworzenia wspaniałych światów growych i w związku z tym współpracy z całą armią bardzo zdolnych twórców (od scenarzystów, rysowników, kreatorów fabuły i historii postaci, przez marketingowców a na reżyserach scen akcji lub dialogów skończywszy), posiada wręcz ogromny. Nie zapomnijmy o możliwościach negocjacji ,,Redsów” i ich pasji do tworzenia gier, z której, co ciekawe, na nasze fanowskie szczęście!, narodziło się ostatnio coś bardzo wyjątkowego, osadzonego w realiach Uniwersum Cyberpunk 2077 - coś, co zna bodaj co drugi współczesnych nastolatek. Sądzę, iż to dzięki dobrze zaplanowanej współpracy z innymi Studiami/Twórcami, którzy na dziełach grupy ,,CD Projekt” chcą bazować, tworząc coś w wykreowanej przestrzeni wirtualnej tej firmy, to właśnie i przede wszystkim ,,Redsi” włożyli całkiem solidną porcję zaangażowania, twórczych idei, ogrom pracy w powstanie serialu anime pt. "Cyberpunk: Edgerunners". Premiera produkcji odbyła się na platformie Netflixa; jej debiut spotkał się z dużą dozą pozytywnych emocji i wrażeń. Pierwsze 10 odcinków "Edgerunners" (nie sądzę, aby zarówno gigant streamingowy jak i właściciel praw CD Projekt, zrezygnowali, nawet z czysto finansowych powodów, z tak ,,dojnej krowy”, jaką jest kolejne dzieło osadzone w tak znanym Uniwersum cyberpunku), zaskoczyło tak samo widzów jak i krytyków: przygotowano większość bardzo pochlebnych recenzji, w których to spory nacisk kładziono na wizualną kreację dystopijnego technologicznego świata i dysonans emocjonalny towarzyszący głównemu bohaterowi, Davidowi. A to tylko nieliczne aspekty, które tak wysoko przeważnie tu oceniano. Faktycznie, jeśli Cyberpunk dobrze poprowadzony jest w grach video bądź w animacji, to wraz z dostosowaną do tego szatą graficzną powinien on wywołać ,,emocjonalną schizmę” i wachlarz rozwalających w drobnych mak mózg odczuć.

Zarówno omawiane elementy Uniwersum Cyberpunk 2077, jak i pewna książka "Odrodzenie" Andrzeja Ziemiańskiego, który o dziwo w takiej ,,tonacji” fantastyki naukowej poczuł się jak ryba w wodzie, twory te przedstawiają (choć można traktować je jako odmienne nurty, jak hybrydy; mogą się w ten sposób od siebie różnić) czytelnikowi, widzowi lub graczowi świat stechnicyzowany, rządzony strachem i terrorem przez chciwe korporacje, gdzie granica między szaleństwem a normalnością, godnością a hańbą, dobrem a złem... staje się zbędna, jest ona zatarta, iluzoryczna, nierealna. To jeden z tych obrazów cywilizacji przyszłości, które tak chętnie fikcyjnie doświadczamy, ale za żadne skarby tego świata nie chcielibyśmy się w nich znaleźć. ,,Know-how” w powieściowym Cyberpunku Ziemiańskiego, czy ta osadzona w grze i animacji Uniwersum Cyberpunk 2077, jest potężne, na wysokim stopniu zaawansowania: może wyglądać ono na wspaniałe, ale nie jest ono dostępne dla wszystkich postaci tych realiów. Świat Zakazanego Miasta jak i Night City to świat zły, to przestrzeń pełna sodomii i bezwzględności: ale i smutku oraz iluzorycznych nadziei o lepsze jutro. To świat skrajności: bogaci są tylko możni z korporacji, a biedni są tylko… no właśnie, biedni – ludzie, których nie stać na życie narzucone przez korporacje, trzymające pod swym absolutorium absolutnie wszystko.

Czy to "Edgerunners", "Cyberpunk – Odrodzenie" lub "Cyberpunk 2077" – każde z tych dzieł w dużym stopniu wpłynęło na mnie przy wyborze kolejnej pozycji stworzonej w konwencji gatunku Cyberpunk. Podjęta decyzja nie nastręczała mi żadnych bolączek: wybrałem to co polskie lub to, co z polskimi twórcami gier komputerowych, CD Projekt, jest związane. Mym łupem, na ruszt geeka książkowego, siadła powieść autorstwa Roberta J. Szmidta, "Mrok nad Tokyoramą". Już podczas pierwszego razu, gdy zetknąłem się z tym tytułem, poczułem pozytywne zaskoczenie tym, jak wizualnie wygląda książka, ile ma stron, jaką czcionką jest pisana i jak ma tytuł. W kwestii jej nazwy plusem na pewno jest to, że nie zawiera sobie niczego, co jest bezpośrednio związane z "Uniwersum Cyberpunk 2077". Co istotne, przednia okładka przypomina bardziej plakat ,,dark mecha-sci-fi” anime z elementami omawianego nurtu fantastyki naukowej niż klasyczny cyberpunk. I jest to jak najbardziej swego rodzaju ukłon honoru i uznania w stronę japońskiej animacji, w której – jak wielu sądzi – narodziła się jakaś pierwotna cząstka Cyberpunku. To ona tchnęła prawdziwą rewolucję dającą nam finalnie słynną grę polskiego Studia i anime również, powstałe na jej bazie.

Nie będę się powstrzymywał, bo warto o tym wspomnieć, że pisarstwo Roberta Szmidta w "Mroku nad Tokyoramą" zostaje może i nie wybitnie, ale za to bardzo rozsądnie prowadzone; stoi ono na przyzwoitym, płynnym poziomie, z jedną dość charakterystyczną cechą, która jest tak samo intrygująca, irytująca i ciesząca oko zwolennika nieszablonowo stworzonej akcji. A chodzi o dynamikę akcji, w której słabi albo nie potrafiący odciąć się od pępowiny korporacyjnego establishmentu, w tej rzeczywistości, ludzie nie mają szans na przeżycie. ,,Mrok”, to dla mnie pierwsze czytelnicze zetknięcie się z jakimkolwiek tworem beletrystycznym tego autora, więc porównanie tej książki do jego innych pozycji nie będzie możliwe, a sama ocena tej powieści właśnie, nie będzie z mojej perspektywy najistotniej obiektywna. Polski bohater w powieści, której bardzo blisko jest do Uniwersum wykreowanego przez twórców "Cyberpunk 2077", to najistotniejsza, zajmująca najwięcej czasu w fabule, jak i czasu, który jest istotny, aby wykreować wokół niej wiele kluczowych wątków i struktur powieściowych, postać w dziele. Co istotne, waga sylwetki Rafała Tymury dla całokształtu dobrze koresponduje z tym, jak kreślona jest rzeczywistość w "Mroku nad Tokyoramą" – to nie jest tak, że Rafał, a później jego alter ego Koda, są najważniejsi, a reszta się nie liczy; dzięki Tymurze budowany narracją i opisami wymiar cyberpunkowego świata zyskuje odpowiednią mięsistość. To czytelnik dotyka zgnilizny i upadku, która wpisała się w to Uniwersum (od Polskich neo-miast aż po Nowe Tokyo), poprzez to jak porusza się i czego doświadcza tu Rafał. I nie, nie odczułem, że jestem w Polsce – autor tak sprytnie posługuje się swoim pisarstwem, że nawet gdyby akcja rozgrywała się w jakimś cyberpunkowym Bombaju albo Vancouver w Kanadzie, nie widziałbym różnicy. Szmidt wyszedł w tym aspekcie daleko po za encyklopedyczne standardy tudzież cechy tego nurtu fantastyki naukowej w popkulturze.

Pan Szmidt pozbawia nas hamulców moralnych, rzekłbym inaczej: stwarza takie środowisko w swym ,,Mroku": od ludzi, przez historię, która tu opowiedziana (choć wydaje się być ,,znajomo zbliżona” do m.in. etapu Wojen Korporacyjnych w Uniwersum „Cyberpunk 2077”; która to jest niezwykle istotna – każdy powinien zwrócić na to uwagę!), zwyczaje, aż po infrastrukturę – że aż czuć ten swąd, ot etyczno-moralny brud, to rozdarcie emocjonalne, fizyczną i psychiczną krzywdę, którą odczuwają Rafał, postacie z którymi ma styczność, ba!, cały świat. Walki w klatkach? No, a czemu by nie? Walki stylizowane na japońskie pojedynki boksersko-szermierskie: tradycyjne na drugą połowę tej ery XXI wieku, połączone z... szachami, ,,Che-do”, również podbijam: a czemu by nie?

Nadanie głównemu bohaterowie celu, a tym samym jakiegoś porządku realizacyjnego dla ,,strzałki czasu” fabuły, nie wyglądało w powieści Szmidta na naciągane. To, co spotkało bliskich Tymury, tym samym jego wewnętrzne Ja, jest zrozumiane – zwłaszcza dla konwencji gatunku cyberpunku; Tymura to ,,brudny glina”, jakby wzięty z czarnego kryminału, a Motherfucker mogła by przypominać femme fatale, ale tylko w pewnym procencie – w końcu robi ona nie mało dla ścieżki ,,sprawiedliwej zemsty”, którą obiera sobie Rafał, a która zdaje się być w "Mroku nad Tokyoramą" najważniejsza. To jak energicznie, również dość dwuznacznie – to zależy od subiektywnego ujęcia – finiszuje powieść, pozostawia pewien niedosyt. Sumarycznie jednak można być na tyle zadowolonym z całości publikacji beletrystycznej, którą prezentuje autor, że z przyjemnością obejrzę serial anime, do którego scenariusz napisze sam pan Szmidt, albo nawet pełnometrażowy film.

Moja ocena:

Data przeczytania: 2022-11-08
× 1 Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Mrok nad Tokyoramą
Mrok nad Tokyoramą
Robert J. Szmidt
7/10

Śmierć. Zemsta. Przeznaczenie Ziemia, rok 2077. Globalne ocieplenie i zatrucie środowiska doprowadziły do szeregu katastrof naturalnych, życie jest możliwe tylko tam, gdzie wkracza technologia. Zdec...

Komentarze
Mrok nad Tokyoramą
Mrok nad Tokyoramą
Robert J. Szmidt
7/10
Śmierć. Zemsta. Przeznaczenie Ziemia, rok 2077. Globalne ocieplenie i zatrucie środowiska doprowadziły do szeregu katastrof naturalnych, życie jest możliwe tylko tam, gdzie wkracza technologia. Zdec...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Pozostałe recenzje @belus15

Demonolodzy
Warrenowie i ich walka ze złymi bytami. Pierwowzór filmowego ,,Uniwersum Obecności"

Nie jestem w stanie zrozumieć co tak naprawdę skłoniło mnie do przeczytania książki ,,Demonolodzy” Geralda Brittle. Być może była to ludzka ciekawość oraz chęć zbadania ...

Recenzja książki Demonolodzy
Jak powstał „Obcy”
The Movies That Made Us... Czyli jak ,,Obcy" Scotta stał się jednym z najważniejszych filmów w historii kina

Pisząc o popkulturze, o ulubionych książkach, filmach, serialach, czy wszelakiej maści innych tworach prezentujących treści z rozmaitych Uniwersów lub małych nazwijmy to...

Recenzja książki Jak powstał „Obcy”

Nowe recenzje

Miałeś już nigdy nie wrócić
Współpraca barterowa
@andzelikakl...:

🅡🅔🅒🅔🅝🅩🅙🅐 ▪️Ta historia przedstawia obraz miłości matki do dziecka. Jej bezwarunkowa miłość pokazuje, że jest najważniej...

Recenzja książki Miałeś już nigdy nie wrócić
Hotel w Zakopanem
"Nowe Zakopane" i Agrafka...
@maciejek7:

Do sięgnięcia po książkę „Hotel w Zakopanem” autorstwa Marii Ulatowskiej i Jacka Skowrońskiego skusiła mnie piękna zimo...

Recenzja książki Hotel w Zakopanem
Sen o okapi
Okapi = śmierć
@Moncia_Pocz...:

Książka "Sen o okapi" niemieckiej pisarki Mariany Leky przyciągnęła moją uwagę Interesującą szatą graficzną oraz opisem...

Recenzja książki Sen o okapi
© 2007 - 2025 nakanapie.pl