Tysiąc pocałunków recenzja

„Dlaczego trzeba stanąć w obliczu śmierci, by nauczyć się doceniać każdy dzień? Dlaczego musimy czekać, aż niemal skończy nam się czas? Dopiero wtedy zaczynamy spełniać marzenia, które mieliśmy, gdy wydawało nam się, że jesteśmy nieśmiertelni. Dlaczego nie patrzymy na ukochaną osobę, jakbyśmy mieli jej już nie zobaczyć? Gdybyśmy to robili, nasze życie byłoby cudowne. Byłoby prawdziwe i pełne.”

Gdy Poppy ma pięć lat umiera jej babcia. Przed śmiercią kobieta daje dziewczynce słoik wypełniony różowymi papierowymi serduszkami, aby Poppy zapisała na nich najpiękniejsze momenty swojego życia – pocałunki, jakie dostanie od swojego chłopaka…

W wieku pięciu lat pochodzący z Norwegii Rune przeprowadza się wraz z rodzicami do małego miasteczka w Georgii. Tutaj poznaje swoje sąsiadkę, 5-letnią Poppy. Od tej pory dzieci stają się nierozłączne, na początku łączy ich przyjaźń, a z czasem pojawia się między nimi uczucie. Jednak pewnego dnia Rune dowiaduje się, że musi wrócić z rodziną do Norwegii. Młodzi są zrozpaczeni, nie chcą się rozstać, lecz nie mają wyboru. Obiecują sobie, że będą codziennie ze sobą rozmawiać, a ich miłość będzie trwać po wieczne czasy. Jednak po pewnym czasie Poppy przestaje odpowiadać na wiadomości od Rune’a. Dziewczyna ma pewien powód, żeby odciąć się od swojego chłopaka…

Jaki sekret skrywa Poppy? Czy miłość nastolatków przetrwa rozłąkę i brak kontaktu?
Jeżeli jesteście ciekawi co wydarzy się dalej to zachęcam Was do lektury.

„Tysiąc pocałunków” to przepiękna, wzruszająca opowieść o prawdziwej miłości oraz o tym, żeby cieszyć się każdą chwilą, ponieważ ludzkie życie jest kruche i nie zawsze wszystko układa się po naszej myśli. Czytając tę historię przygotujcie sobie chusteczki. Książka niesamowicie mnie wciągnęła, nie mogłam się od niej oderwać. Styl i lekkie pióro autorki zachęcają do poznania tej historii. Nie jest to kolejny lekki romans, lecz książka, która daje nam do myślenia. Historia Rune’a i Poppy wzrusza do łez. Dawno tak nie ryczałam czytając jakąś książkę…