Twórczość Stephanie Garber miałam okazję poznać już dawno temu, kiedy ukazała się w Polsce pierwsza część jej zachwycającej trylogii „Caraval”. „Baśń o złamanym sercu” jest z jednej strony osobną powieścią, z drugiej jest to powrót do magicznego świata Caravalu, bowiem opowieść osadzona jest w tym samym uniwersum co jej poprzedniczka.
Evangelina Fox ma dopiero siedemnaście lat, a za sobą już pierwszy miłosny zawód. Jej ukochany Luc, którego kocha do szaleństwa i była pewna, że z wzajemnością, ma się ożenić z jej przybraną siostrą. Dziewczyna nie potrafi się z tym pogodzić. Nie wierzy, że Luc ot tak przestał ją kochać i pokochał inną kobietę. Jest pewna, że została na niego rzucona klątwa, dlatego, aby ocalić jego i ich miłość udaje się do Księcia Serc, który jako jedyny będzie w stanie spełnić jej życzenie. Evangelina słyszała wiele plotek na temat Mojrów, a przede wszystkim tę, która ostrzegała przed wchodzeniem z nimi w układy. Nastolatka jest jednak zakochana i nie sądzi, że mogłoby się stać cokolwiek złego. Książę Serc zgadza się powstrzymać ślub Luca i Marisol w zamian za pocałowanie przez Evangelinę trzech osób, które on wskaże. Dziewczyna się zgadza, zapominając, że Mojrowie to przebiegłe istoty i wprawdzie nie łamią złożonych obietnic, ale nie spełniają ich w taki sposób, w jaki ludzie by sobie życzyli. Krzywdzą przy tym zarówno tych, którzy proszą, jak i tych, wobec których tę prośbę zastosowano. Nie wie też, że książę będzie chciał od niej znacznie więcej, niż mu przyrzekła. Jacks ma względem Evangeliny pewne plany i nie zawaha się wykorzystać jej do swoim nikczemnych celów.
Uwielbiam pióro Garber, jej wyobraźnię i umiejętność, z jaką przenosi swoje pomysły na karty powieści. Powiedzieć, że wyobraźnia autorki nie ma granic, to jak nie powiedzieć nic. Po raz kolejny stworzyła niesamowicie oryginalny, wielobarwny świat, którego magia hipnotyzuje i obezwładnia, a cudowny baśniowy klimat pozwala oddać się opowieści w stu procentach. Opowieści nietuzinkowej, pełnej nie tylko magii, ale też ukrytych motywów, szalonych zwrotów akcji i nieszablonowych bohaterów.
To właśnie bohaterowie, obok wszechobecnej magii, kradną w powieści całe show. A przede wszystkim kradnie je genialnie wykreowany, totalnie nieoczywisty czarny charakter w postaci Jacksa, którego wielbiciele „Caravalu” mieli okazję już trochę poznać. Na szczęście w „Baśni o złamanym sercu” ten sarkastyczny Mojr dostaje znacznie więcej miejsca i możemy poznać go o wiele lepiej. A trochę tego poznawania jest. Uwielbiam gościa! I jestem pewna, że nawet jeśli nie macie słabości do czarnych charakterów, również go pokochacie. Nie z powodu jego dobrego serca, bo serce wydaje się mieć nieczułe na problemy świata, nie z powodu jego czaru i uroku, który roztacza wokół, bo kreuje się raczej na niedostępnego, pewnego siebie, zimnego i przebiegłego, co raczej odstrasza niż przyciąga. Pod maskami, które zakłada i wystudiowanymi pozami, za którymi się chowa, kryje się jednak coś więcej, czego nie pokazuje każdemu. Trzeba mieć wiele odwagi, aby chcieć się zbliżyć do Księcia Serc i odkryć, kim jest naprawdę. Siedemnastoletnia Evangelina, nieszczęśliwie zakochana w Lucu, podejmie tę próbę. A właściwie podejmie jedną złą, nieprzemyślaną decyzję, której konsekwencją będzie związanie z Mojrem, dopóki nie wypełni zawartego z nim układu. Dziewczyna po czasie orientuje się, że popełniła błąd wchodząc z Mojrą w układ, chociaż słyszała dużo na ich temat i wiedziała, że nie wolno im niczego obiecywać. Bo niewiele dają, ale dużo zabierają, a przede wszystkim krzywdzą ludzi, spełniając w wybrany przez siebie sposób ich życzenia. Przez błędy, które popełnia, Evangelina sprawia początkowo wrażenie lekkomyślnej i nieco egoistycznej. Ale jest zakochana, a zakochani ludzie robią różne głupoty, dlatego można jej ten początkowy zamęt w głowie wybaczyć. W dalszej części bohaterka udowadnia, że jest nie tylko pełna wdzięku, ale też waleczna, nieustępliwa i skłonna do poświęceń. Dziewczyna bardzo się zmienia, a tę jej przemianę obserwuje się z prawdziwą przyjemnością. To nie jest głupia gąska ani jakaś Mary Sue, której wszystko się udaje. Evangelina nie miała łatwego życia, szybko została sierotą, skazaną na łaskę zawistnej macochy. Kiedy weszła w układ z Jacksem jej życie jeszcze bardziej się skomplikowało. I to tylko dlatego, że walczyła o prawdziwą miłość, że chciała dla siebie szczęśliwego zakończenia.
W powieści jest więcej charakternych, barwnych i co najważniejsze niewyidealizowanych postaci, które przyciągają uwagę i sprawiają, że ta baśniowa opowieść staje się jeszcze ciekawsza. Akcja płynie szybko, rozdziały są krótkie, co nadaje tej opowieści jeszcze większej dynamiki. I naprawdę dużo się dzieje, a emocje w niektórych momentach sięgają zenitu. Magia nie zawsze jest tłumaczona w powieści. Ona po prostu w tym świecie jest i z biegiem akcji coraz liczniej i chętniej się ujawnia. Mamy do czynienia nie tylko z pozornie nieśmiertelnymi, władającymi magią Mojrami (pozornie, bo podobno można ich zabić), ale też z portalami przenoszącymi bohaterów do innych miejsc, magicznymi pocałunkami i istotami nie z tego świata, jak na przykład maleńkie smoki. Magia objawia się w świecie stworzonym przez autorkę w przeróżny sposób i czasem brakowało mi wytłumaczenia, dlaczego coś działa tak, a nie inaczej i dlaczego w ogóle się w tym świecie pojawia, ale to nie tylko nie przeszkadza w czerpaniu przyjemności z lektury, nadaje jej też aurę tajemniczości. Zakończenie powieści to totalny sztos! Chociaż nie wiem, czy powinnam być nim tak zachwycona, bo tylko sprawiło, że kolejny tom chciałabym mieć od razu pod ręką.
„Baśń o złamanym sercu” wciąga czytelnika w swój świat niczym piaski pustyni lub inna czarna dziura. To urzekające fantasy, pełne zwrotów akcji, intrygującej magii i niebanalnego romansu, skrywające tajemnicę, która dopiero zaczyna się rozkręcać. Dajcie się wciągnąć tej iście bajkowej krainie, pełnej kolorów i niezapomnianych wrażeń, w której właśnie rozpoczęła się śmiertelnie niebezpieczna gra.
We współpracy z Wydawnictwem Poradnia K.