„Dwa ostatnie bilety na lot za granicę (…) do Europy. A słowo Europa w jej ustach zabrzmiało, jak najsłodsza muzyka. (…) Nie będzie już żadnych lotów, nawet do piekła i z powrotem”.
Gdy pandemia nieco hamuje, często łapię się na tym, że liczę czas, od jakiego panoszy się ona na całym, całym świecie. To już nie są dni, ani miesiące. To lata. I człowiek traci rachubę, gubi się. I jak niedoleczone choroby wywołują w nas pewne uszczerbki na zdrowiu, tak i pandemia, mimo stopniowego spowolnienia, zostawiła w nas trwałe nawyki. Dystans, uważność, czystość granicząca ze sterylnością. I może nie zostawiamy gości na wycieraczce u progu mieszkania i nie zakazujemy im wstępu do nas, to wciąż jesteśmy czujni. Do tego doszła obawa – o siebie, o bliskich, o przyszłość w ogóle. Te myśli wróciły do mnie podczas lektury „Imitacji życia” Sorena Gaugera. Oto kumulacja różnych przypadków sprawia, że Martin – Niemiec – poznaje Guntera – Austriaka. Razem są skazani na pobyt w hotelu Asfodel w oczekiwaniu na następny lot.
„Życie zmienia się w smutny teatrzyk” lecz odrobina towarzystwa działa pokrzepiająco i wkrótce ci dwaj mężczyźni tworzą tandem. Biorą wspólny pokój. A skoro wspólny, są na siebie poniekąd skazani. Jedna łazienka, dwa łóżka i wspólna hotelowa przestrzeń. Gunter okazuje się być nadmiernie spożywającym alkoholu dziwakiem, co Martinowi przeszkadza. Wymyka się z pokoju kiedy może, zaznajamia z kobietą, idzie do SPA, które... Jest a potem znika jak fatamorgana. Gubi obrączkę. Wszystko staje się jakieś na poły ulotne i urojone, a lot odciąga się w czasie. Brak wolnych miejsc. Jak tych dwoje spędzi ze sobą czas do wylotu? Dokąd zabrną w tym pokoju na odludziu, gdzie wiele czasoprzestrzeni zaczyna się przenikać stając się jedną niezrozumiałą? Co tu jest prawdą, a co kłamstwem? Co jest fałszywe? I w ogóle gdzie to wszystko zmierza?
Pokój na wzór biblijnej arki Noego, a oni stojąc na pokładzie zmierzają ku wybawieniu, ku jasności. Tak to widzę ja, w swoim osobistym rojeniu. Czytam z nosem w kartkach książki, z wypiekami na policzkach śledzę losy bohaterów. „Imitacja życia” Sorena Gaugera to powieść, w której fabuła krąży w obrębie jednego tematu – poczekalnia między przylotem, a wylotem. Dwóch dorosłych, doświadczonych życiem mężczyzn decyduje się na swoje towarzystwo. Coś, co początkowo wydaje się być miłym urozmaiceniem zapowiadającej się nudy, odliczanie z upływem czasu staje się nieznośną koniecznością.
Gauger perfekcyjnie zobrazował mały świat przestrzeni hotelowej, a w niej dwójkę kompletnie różne osobowości. To sztuka teatralna z dwójką aktorów, a ja siedzę na widowni i z entuzjazmem ją oglądam. Tu liczą się emocje bohaterów, ich psychika, rozedrganie i niecierpliwość. Ważne są myśli. Myśli, które oscylują nad własnym życiem. Nad tym kurczącym się czasem, na tym zacisku, sprzączce „małości” . To „ciernie życia”. Soren Gauger idealnie nakreślił ludzi, ich walkę, pomieszanie zmysłów i wszystko podlewającą wątpliwość. I początkowo myślisz, że „Imitacja życia” będzie szybko skonsumowaną lekką powieścią. Jednak prowadzenie fabuły sprawia, że szybko owe rojenia ustępują przeświadczeniu, że to książka o zabarwieniu psychologicznym. To jakby „katechizm życia” obecnego – tak sobie ją nazwałam.
Gauger pokazuje człowieka pośród niczego. Człowieka kurczącego się, ślizgającego po powierzchni życia. Człowieka, który dopiero w ostateczności dostrzega prawdziwego siebie. Dostrzega pełnią czegoś, co zwiemy człowieczeństwem. Tak wygląda moja interpretacja „Imitacji życia” i śmiem przypuszczać, że inni dostrzegą to samo, co ja. Gauger napisał powieść o zamknięciu jednostki na pewnej przestrzeni na niewiadomy okres i okazuje się, że człowiek szybko wpada w frustrację, szybko się irytuje i niecierpliwi. Że własne demony zbliżają się muskając skórę, chcą zawładnąć podatnym teraz umysłem. Martin czuje wszystko jakby mocniej. Nie umie zachować zdrowego dystansu, nie potrafi przemówić do własnego rozsądku. Okazuje się być po prostu słaby. Ta powieść to konglomerat wielu gatunków literackich. Obyczajowy-psychologiczny-dramat-socjologia, to zlepek wielu nurtów, który wspólnie tworzy świetną lekturę. „Imitacja życia” Sorena Gaugera to niewytłumaczalny rarytas książkowy. Dobrze się czyta, wywołuje burzę mózgu i zmusza do myślenia. Niczego więcej nie trzeba.
„(...) Mrok, zewsząd cienie zacieśniają krąg. (…) Z jednej strony cienie napierające ze wszystkich stron, z drugiej barka odpływa w czarną dal, a pośrodku, samotny i rozdygotany znajdował się Martin, jak drobina, która niknie i niknie tak, że nie musimy się specjalnie wysilać ani natężać umysłu, by wyobrazić sobie, że ta drobina, która kiedyś żyła, oddychała i przykuwała naszą uwagę, znikła całkiem. Mrugamy dwa razy i już jej nie ma.”
dziękuję sztukater