W każdym z nas siedzi dziecko. Jeśli ktoś temu zaprzecza, kłamie. Ja należę do tych, którzy nawet nie ukrywają, że lubią sobie czasem obejrzeć jakąś bajkę albo poczytać coś przeznaczonego dla dzieci – bo dlaczego by nie? Zwłaszcza, że obecnie bajki są zupełnie inne jak kiedyś. I tak też trafiła w moje rączki pewna książka słusznej wagi – nie przypadkowo wspominam o wadze!
„365 bajek na dobranoc” to książka autorstwa wielu autorów, którzy razem stworzyli zbiór króciutkich bajek (na jedną stronę). W praktyce powinno się je czytać tuż przed snem. Mnóstwo kolorowych ilustracji, duży format, twarda okładka. I wybaczcie, ale nie będę streszczać każdej bajki z osobna, bo prawdopodobnie nie dotrwalibyście nawet do 15-ej.
Jeżeli chodzi o moje wrażenia, są one mieszane. Z jednej strony wydanie samo w sobie jest bardzo, bardzo, bardzo dobre. Wszystko się trzyma, ilustracje są przepiękne, a format przypominający A4 daje poczucie, jakbyśmy mieli w łapkach ogromną księgę. I w zasadzie trochę tak jest, bo oprócz tego, że jest duża, jest jednocześnie strasznie ciężka. Gdyby zatem rzucić ją dziecku, można by je – delikatnie mówiąc – zranić. Ale nie zrażajcie się, książkami się przecież nie rzuca, a bajki te przeznaczone są dla dzieci w wieku 3-5 lat – ktoś dorosły na pewno zawsze będzie obecny, bo przecież ktoś musi baję przeczytać, prawda?!
Co do samej ich treści… ekhm… tutaj sprawy nie są już tak kolorowe. Dla mnie, jako osoby dorosłej, większość tego, co do tej pory przeczytałam, jest nijaka. Oczywiście mam świadomość, że dziecko odbierze je inaczej i na tym można by bazować. Niektóre bowiem mają sens i morał. Ale niestety większość jest historyjką dla rozbudzenia wyobraźni, niczym więcej. Mam także świadomość, że ciężko napisać coś ciekawego na jedną stronę. To strasznie mało miejsca. Ledwie opowieść się zacznie, a już się kończy. Nie powinno się zatem oczekiwać od niej Bóg wie czego. Jednak niektórym się udało!
Przyznaję, nie przeczytałam jeszcze wszystkich bajek, ale odkąd dotarła książka, każdego wieczoru sięgałam po nią, by poczuć się choć trochę jak dziecko. Kładłam ją sobie na kolanach, wpatrywałam się w ilustrację, a dopiero potem zajmowałam samą treścią. I miało to swój urok. Żałowałam, że bajki są tak krótkie, ale cóż poradzić… Rodzice też przecież muszą kiedyś wypocząć, prawda? Zauważyłam jednak, że szybko wyrobiła się w mej głowie taka myśl, żeby nie zapomnieć bajki przed snem. Zakładam zatem, że pociecha doświadczy czegoś podobnego. Będzie poganiać opiekuna, aż ten nie otworzy zaczarowanej księgi i nie poczyta mu o czymś zupełnie nowym. I zapewne na tym to ma polegać.
Czy polecam? Ciężko mi powiedzieć. Jeśli oczekujecie porządnego wydania – tak, jeśli ambitnej treści… Poleciłabym Wam udać się do księgarni i przeczytać kilka losowych bajek. Zajmie Wam to chwilę i sami będziecie mogli ocenić, czy warto poczynić zakup dla malucha. Bo cena jest naprawdę atrakcyjna! Okładkowe 44,90 zł wydaje mi się ceną bardzo przyjemną – gdy weźmiecie książkę w dłonie, zrozumiecie, co mam na myśli. Wydawnictwo naprawdę się postarało. Tylko ta treść, której nie jestem pewna…
„365 bajek na dobranoc” to pozycja, która zdecydowanie skłania mnie do sięgnięcia po coś jeszcze. Ale najlepiej po coś o dłuższej treści, niż na jedną stronę. Tak krótka forma nie daje szansy na rozwinięcie fabuły, za czym nie przepadam. Sięgając po książkę chciałabym poczuć coś więcej, niż gdybym czytała ogłoszenie w gazecie. Chciałabym wgryźć się w historię i choć trochę ją przeżyć. Tak krótka forma, jaką omawiam w tej recenzji (na jedną stronę), nie daje mi tej szansy. Ale fakt jest taki, że samo wydanie robi wrażenie. I dlatego jestem pewna, że jeśli przed zakupem zapoznacie się z choćby dwoma bajkami, które Wam się spodobają, na pewno będziecie zadowoleni z całej reszty.