Jeśli chodzi o fantasy to jestem wyjątkowo wybredna. Ma być krwawo, brudno i brutalnie. To nie jest gatunek, po którym oczekuję historii delikatnych i subtelnych. A “Córka Lasu” Juliet Marillier na pierwszy rzut oka właśnie jak taka dziewczyńska fantastyka wygląda. Nastoletnia główna bohaterka, retelling, baśń, łabędzie. Z dark fantasy raczej za dużo nie ma to wspólnego. Jednak z drugiej strony są w “Córce” i motywy, które w literaturze uwielbiam - średniowieczna Irlandia wraz z jej wszystkimi wierzeniami i czarami, mroczny zamieszkany przez magiczne i niebezpieczne stworzenia niezbadany las. No i jeszcze ta okładka - sugerująca bardziej baśń posępną i gorzką niż lekką i wesołą. Jakimś cudem “Córka Lasu” stała się jedną z moich najbardziej wyczekiwanych lektur i nie ukrywam, że oczekiwania wiązałam z nią ogromne.
Przez większą część lektury miałam mieszane uczucia, taka lekka sinusoida. Na przemian się wciągałam, a strony same się przewracały, by za chwilę czuć znużenie spowodowane monotonią historii i przydługimi opisami. Pierwsza połowa książki dzieje się w lesie, gdzie praktycznie jedyną ludzką postacią jest główna bohaterka. Dodajmy, że przez ¾ książki - niema. Trudno, żeby obszerne fragmenty opisujące następujące po sobie, identycznie spędzane na przędzeniu koszul i szukaniu wśród leśnej roślinności jedzenia, dni czytało się z wypiekami na twarzy. Na szczęście poza momentami wkradającą się nudą, fragmenty te czyta się to bezboleśnie, gdyż styl Marillier urzeka. Opisy są niezwykle barwne i plastyczne, wręcz obrazowe. Marillier operuje pięknym językiem - czaruje czytelnika bogatym słownictwem i kunsztownymi zdaniami, charakteryzującymi się tak poetyckością, jak i dosadnością w zależności od sytuacji. Trochę obawiałam się, że czyniąc narratorką i główną bohaterką jedenastolatkę dostanę historię dziecinną, miejscami infantylną. Nic bardziej mylnego - Sorcha to dziewczę nad wyraz dojrzałe, rezolutne i inteligentne. “Córce Lasu” zdecydowanie bliżej do dorosłego fantasy niż młodzieżówki. Nie brak tu mocnych, brutalnych scen, których szczegółów autorka nie szczędzi. Atmosfera jak i sama historia są ciężkie i mroczne, przepełnione smutkiem i cierpieniem. Bohaterowie doznają tylu i porażek, że momentami można mieć wrażenie, że czyta się jedną z powieści Hardy’ego. Jednocześnie przy tej całej rozpaczy i beznadziei cały czas tli się iskierka nadziei na pomyślną przyszłość i szczęśliwe zakończenie tej historii. Jak przez ¾ powieści nie mogłam jasno stwierdzić jakie będą moje końcowe wrażenia, tak ostatnie 100 stron moje stanowisko jednoznacznie wyklarowało. Warto było się momentami przy dłużyznach przemęczyć, by dotrzeć do takiego finału. Jak wspaniale Marillier potrafi poruszyć najgłębsze emocje czytelnika, w pełni zaangażować go w opowieść. Tego się nie czytało - to się przeżywało. Uczucie nie do opisania!
Wydaje mi się, że “Córka Lasu” to jedna z tych książek, które na dłużej zostaną w mojej pamięci. Przepiękna, wzruszająca i magiczna. Wielka szkoda, że u nas przeszła bez większego echa, zawieruszyła się gdzieś w natłoku wydawniczych nowości, bo na pewno zaskarbiłaby sobie wiernych fanów.