Eugenie Markham jest szamanką – wypędza duchy i inne magiczne istoty ze świata śmiertelników. Poproszona o pomoc w uratowaniu młodej dziewczyny, zgadza się odbyć podróż do Zaświatu i odbić ją z rąk króla Olch – Ezona. Nie będzie to jednak takie proste. Podróż do innego świata jest bardzo niebezpieczna dla zwykłego śmiertelnika, zwłaszcza, że każdy jego mieszkaniec pragnie pozbawić ją życia - w końcu zabiła już tylu ich pobratymców. Eugenie w trakcie swojej wędrówki dowiaduje się prawdy o swoim dziedzictwie oraz poznaje znaczenie pewnej przepowiedni, w której pełni główną rolę. Z tego powodu, każdy stwór płci męskiej pragnie ją posiąść. Gdyby tego było mało, nasza bohaterka zaczyna przywiązywać się do swoich nowych sojuszników - przystojnego władcy jednego z królestw oraz pociągającego zmiennokształtnego, z którym łączy ją coś więcej niż tylko zwykła namiętność.
Język Richelle Mead jest tak samo lekki i zabawny, jak w poprzednich stworzonych przez nią seriach. Dzięki temu, czytelnik bez problemu jest w stanie wyobrazić sobie nowe, magiczne miejsca oraz ma możliwość wzięcia udziału w niesamowitej przygodzie u boku potężnej szamanki, jej sług i masy adoratorów, którzy pragną, aby stała się brzemienna. Największą zaletą pióra autorki jest właśnie ten wszechobecny humor. Sprawia on, że lektura staje się niesamowicie przyjemna i z tego powodu, historia głównej bohaterki wciąga do ostatniej strony.
Każdy z bohaterów ma własne, indywidualne cechy, dlatego jedni będą w stanie zdobyć sympatię czytelnika, a drudzy wręcz przeciwnie. Ciekawą postacią jest Eugenie, która podchodzi z takim samym dystansem do życia, jak i do własnej osoby. Nieszczęśliwie samotna, udaje silną i przebojową kobietę, która nie boi się sięgnąć po nóż, pistolet czy różdżkę. Pozostali bohaterowie byli w moim odczuciu jednie tłem, dekoracją, która miała wypchnąć główną bohaterkę przed szereg. Z tego powodu, żaden z nich nie wzbudzał we mnie większych emocji. Część z nich sprawiała jedynie, że lektura stawała się irytująca, bo ile można czytać o narzucających się samcach, którzy myślą tylko o jednym.
W powieści Richelle Mead nie brakuje erotyzmu i scen dla dorosłych, jednak w moim odczuciu były one przesadzone. Pod głównym wątkiem, jakim było uratowanie porwanej dziewczyny, ukrywał się wątek seksu, o którym autorka nie zapominała przypominać czytelnikowi na każdym kroku. Po dłuższej lekturze, zaczęło mnie to denerwować. Lubię, gdy w książce coś się dzieje, jednak w „Córce burzy”, akcja wlokła się niemiłosiernie, chociaż muszę powiedzieć, że lektura sama w sobie była całkiem przyjemna.
„Córka burzy” jest typowym paranormalem, jednak skierowanym głównie dla starszych czytelników z powodu sporej ilości brutalnych i erotycznych scen. Nie zabraknie tu również miłosnego trójkąta, dobrze znanego w tego typu literaturze. Autorce nie udało się jednak stworzyć rewelacyjnej powieści, która byłaby w stanie wbić czytelnika w ziemię, zszokować swoją świeżością i nieprzewidywalnością. O to, to nie. W pierwszym tomie serii o Czarnej Łabędzicy, odbiorca nie jest w stanie znaleźć niczego nowego, co mogłoby wyróżnić ją spośród tysięcy innych paranormali, dlatego jej cena jest dla mnie po prostu śmieszna. Jako nabywca, czytelnik, który ma wydać prawie 36 złotych na książkę, oczekuję, aby jej wnętrze było w jakiś sposób adekwatne do podanej ceny. Nie chcę otrzymywać przeciętnej i przewidywalnej książki, a właśnie taką pozycją jest „Córka burzy” – szału nie robi.