Gdy pierwszy raz zobaczyłam okładkę ze słowami „sardynka” i „elokwencja”, ogarnęły mnie jednocześnie ekscytacja i sceptycyzm. Skłamałabym pisząc, że świat podwodny fascynuje mnie od dzieciństwa (pomijając Arielkę i wieloryba, który pochłonął Pinokia), ale przyznaję, że w pełni świadomie zgłębiam tę tematykę od ponad 10 lat. Chętnie sięgam po wszelkie książki dotyczące sardynek, żółwi, rekinów, nurkujących ludzi i tak było też w tym przypadku.
Francuz Bill Francois, autor „Elokwencji sardynki” to z wykształcenia fizyk, z pasji, z potrzeby ducha badacz i miłośnik morskich głębin, a także aktywista, mówca oraz pisarz koncentrujący się na uświadamianiu społeczeństwa jakie zagrożenia niesie ze sobą dominacja naszej cywilizacji nad światem przyrody.
W efektownie wydanej w Polsce książce (francuskie wydanie w oryginale prezentuje się dużo skromniej), Francois zgromadził inspirujący zbiór ciekawostek z całego świata. Przytacza w swoim literackim kolażu, anegdoty z Francji, z basenu Morza Śródziemnego, ze Starego Testamentu, z Oceanu Atlantyckiego, z mitologii greckiej, z Japonii, z Polinezji, z Nowej Zelandii z przypowieści aborygeńskich, ze wschodniego wybrzeża Australii oraz z Polski i z warszawskich legend. Od początku do końca, powołując się na swoją znajomość z pewną sardynką, dryfuje na granicy jawy i snu, świata lądowego i podwodnego. Tworzy ciekawe kompozycje legend z wiedzą naukową, prehistorii ze współczesnością. Nie bez powodu na wstępie wspomniałam o narodowości autora. Pochodzi on z kraju, który być może, najbardziej na świecie skupia się na tym co i jak konsumuje. W przeważającej części „Elokwencji sardynki”, Bill Francois ukazuje świat ryb dosłownie od kuchni. Odwiedza stołówki szkolne i przedszkolne, a nawet restauracje na Lazurowym Wybrzeżu, aby uświadomić czytelnikowi do jakiej znieczulicy, zagrożeń i katastrof ekologicznych prowadzi wszechobecny, stale rozpędzający się postęp cywilizacyjny. W dobitny sposób, autor opisuje, co naprawdę podawane jest na talerzach, z czego wynikają poszczególne trendy kulinarne. Co więcej, nie spodziewałam się, że odnajdę w tej książce pokaźny zbiór ciekawostek o Paryżu, a jednak okazuje się, że Miasto Świateł nie ustępuje wielu innym łowiskom, swoim nagromadzeniem podwodnych okazów.
W mojej ocenie, „Elokwencja sardynki” została stworzona po to, aby skłaniać do refleksji, do dalszych przemyśleń, a nawet do działania na rzecz ochrony zagrożonych gatunków. Podczas lektury warto mieć pod ręką wyszukiwarkę internetową, aby na bieżąco wyszukiwać zdjęcia omawianych morskich stworzeń. W książce znalazło się kilkanaście miłych dla oka rycin zwierząt, ale zabrakło mi przynajmniej jednej mapy opisywanych miejsc. Autor, jako przedstawiciel pokolenia Millenialsów, prawdopodobnie wychodzi z założenia, że nie ma potrzeby opisywania położenia danego miasta czy regionu, bo przecież można to sobie wygooglować i tak też robiłam.
Jakiś czas temu, bardzo popularny w Polsce był film „Amelia” i właśnie do niego najbardziej porównałabym „Elokwencję sardynki”. Pamiętam, że niektórych widzów ten film zachwycał w pełnym tego słowa znaczeniu, a innych nużył i niekoniecznie wzbudzał ich zainteresowanie. W przypadku „Elokwencji sardynki” mamy do czynienia z podobną oniryczną opowieścią z francuskimi klimatami, ale w przeciwieństwie do „Amelii”, książka ta, swoją tematyką powinna poruszyć każdego. Sugerowałabym zaplanować jej lekturę na relaksujący weekend lub wakacyjny wyjazd nad wodę.
Sardynkowo serdecznie dziękuję wydawnictwu Sonia Draga / Post Factum za egzemplarz recenzencki!