Sieczka pozostaje sieczką. Wciąż kreuje fałszywe wielkości, fałszywe mądrości i fałszywe świętości*
Wtorek, środa, czwartek, piątek… Nie jeden, nie dwa, nie trzy dni. Plan tygodnia jak zwykle legł w gruzach pod wpływem zupełnie „niespodziewanych” komplikacji. Jakich? Pismaczych moi drodzy, pismaczych.
Zakochałam się w okładce tej książki. Jej aksamitna obwoluta uwodziła mnie, nęciła. Wołała i przyciągała do siebie. Nie potrafiłam się jednak zebrać w sobie i zdjąć ją z półki. Dlaczego? Powód był banalny. Jak zawsze zaczęłam od końca. Czy ktoś jeszcze pamięta, że nie tak dawno recenzowałam „W imię zasad” Harnego? Taaa, już wtedy czułam, że zaczynanie lektury od drugiej części nie jest najlepszym pomysłem pod słońcem. Dlatego postanowiłam odczekać. Dać sobie nieco czasu. Pozwolić umysłowi wygasnąć i zatrzeć w pamięci element, które mogłyby mi popsuć frajdę z rozwiązywania nowej zagadki. Udało mi się to. No, prawie mi się udało.
Wiadomość o śmierci przyjaciółki, dawnej kochanki Doroty May, zastała Adam Bukowskiego w Paryżu. Targany wyrzutami sumienia, związanymi z odwróceniem się od Doroty w najtrudniejszym okresie jej życia, postanawia wrócić do kraju i za wszelką cenę rozwikłać zagadkę jej nagłej śmierci. Dziennikarz porzuca intratną posadę zagranicznego korespondenta i zdając się na łaskę i niełaskę polskiej prasy wraca w rodzinne strony. Co przyniesie mu ten powrót? Jak przyjmie go rodzina? Czy znajdzie nową posadę? Jak zachowają się w stosunku do niego starzy „przyjaciele”? Wreszcie, czy uda mu się zrozumieć, co stało się tej felernej nocy, gdy drzwi mieszkania jego dawnej podopiecznej, należącej do niewielkiego grona ludzi mogących się zwracać do Buko per „guru”, niemal się nie zamykały? Kto wyszedł od niej ostatni? Kto pragnął jej śmierci? Dlaczego zginęła akurat wtedy? Kogo naprawdę kochała Dorota? I dlaczego tak naprawdę Bukowski opuścił Francję? Na te, i na wiele innych pytań, odpowiedzi znajdziecie, albo i nie, podczas lektury niezwykłej powieści, jaką jest Pismak Marka Harnego.
Ktoś zapyta: „Czy warto?”. Śmiało mogę odpowiedzieć twierdząco. Czasu poświęconego książce nie żałuję. Każda przeczytana strona przybliżała mnie do rozwikłania zagadki Doroty. I choć na moim karku wciąż czułam oddech poprzednio przeczytanej powieści Harnego, to i tak nie potrafiłam się połapać, w czym tkwi szkopuł. Nieustannie coś mi nie pasowało, ale nie byłam w stanie stwierdzić, cóż to takiego. Dopiero epilog rozjaśnił mi umysł. Przypomniał zapomniane. Potrząsnął mną i wykrzyczał żale, jakie odczuwał w stosunku do mej dobrej acz krótkiej pamięci. Ale przecież na tym mi zależało. By nie pamiętać, by czytać z otwartym umysłem. I ten zabieg się powiódł.
Lektura mnie usatysfakcjonowała. Zaspokoiła moją nieustanną potrzebę dokopywania się do prawdy. Prawdy, która nie zawsze jest taka prawdziwa. Prawdy, którą w tym przypadku kreują ludzie. Prawdy, która dla każdego oznacza co innego. Marek Harny stworzył powieść na wysokim poziomie. Użyty język i zręczność poprowadzenia akcji sprawiają, że czytelnik zupełnie zatraca się w świecie głównego bohatera i wraz z nim prze do przodu. A wszystko po to by zrozumieć. Oczywiście książka nie jest wolna od wad. Powieść zawiera liczne retrospekcje z czasów komuny, z okresu romansu Doroty i Adama, z okresów wzlotów i upadków głównego bohatera. Niektóre z tych retrospekcji, według mnie, nic nie wnosiły do toczącej się akcji, nie ułatwiały rozwiązania zagadki, nie motywowały do dalszego wysiłku. Wręcz przeciwnie. Podczas ich lektury mój umysł się wyłączał lub zaczynał pracować na niższych obrotach, radykalnie obniżając moją efektywność. Na szczęście jednak taki stan nie trwał długo. Więcej książce zarzucić nie mogę. Ogólnie uznaje ją za lekturę dobrą, godną polecenia czytelnikowi lubującemu się w polskich kryminałach. Ze względu na ostateczne rozwiązanie akcji, które zupełnie wytrąciło mnie z równowagi, książka w mojej hierarchii oceny ląduje piętro wyżej i dostaje ocenę 4+. W pełni zasłużoną. Życzę Wam wszystkim udanej lektury, a w ramach zachęty podrzucam jeszcze jeden, króciutki cytat.
Nie wiem, co zrobiłam, że w takiej chwili nie chcesz mi pomóc. Mam nadzieję, że jeśli coś mi się stanie, będzie cię to gryzło do końca życia**.
*394
**457