,,Sprawczynie", ,,Furie Hitlera", ,,Kobiety nazistów", ,,Kusicielki diabła. Hitler i kobiety" - to tylko niektóre z tytułów dostępnych na rynku polskim prac skupiających się na przedstawieniu kobiet w III Rzeszy. Ostatnio do tego grona dołączyły także ,,Żony nazistów. Kobiety kochające zbrodniarzy".
Zainteresowanie kwestią zaangażowania kobiet w nazistowską politykę interesuje badaczy od zakończenia II wojny światowej. Początkowo uznawano je za apolityczne, te które pracowały np. jako nadzorczynie w obozach koncentracyjnych postrzegane były za złe z natury. Do połowy lat 80. XX wieku uważano, że kobiety w Niemczech pod rządami Hitlera były ofiarami, następnie przez kilka lat badacze próbowali przeforsować stanowisko, że były one jednak sprawczyniami. Dopiero w latach 90. osiągnięty został kompromis - ustalono wtedy, że kobiet w III Rzeszy nie należy postrzegać jako jednorodnej grupy a zwrócić uwagę na takie czynniki jak pochodzenie, wykształcenie, poglądy polityczne, religijne, etc. Dlaczego więc nie mamy problemu ze zdobyciem książki o kobietach z ,,nazizmem" w tytule a prac o opozycji dalej jest jak na lekarstwo lub wydane zostały lata temu i nie doczekały się wznowień? Czy tylko dlatego, że opozycja stanowiła mniejszą grupę niż zwolennicy narodowego socjalizmu, czy może jednak tytuły o ludziach zaangażowanych w działania partii lepiej się sprzedają?
,,Żony nazistów" zbiera dość pochlebne recenzje, ale z racji tego, że do tego typu książek podchodzę sceptycznie, musiałam sama przekonać się o jej wartości. Z pewnością mogę powiedzieć, że nie jest to książka, która próbuje odpowiedzieć na pytania np. o motywację kobiet do zaangażowania się w ruch nazistowski, czy skonfrontować z powielanym stereotypem o zależności od męża - wg autora po prostu były one zależne, próba odpowiedzi na pytanie czy była to kwestia światopoglądu czy innych czynników nie była wystarczająca. To raczej wartka opowieść o ludziach władzy, faktycznie istotne kwestie omówione zostały pobieżnie, więcej uwagi poświęcono opisom tego kto z kim sypiał, kto ile miał kochanek/kochanków i jak bardzo kobiety z kręgu władzy zakochane były w Hitlerze, jakie przyjęcia wydawały etc. Niemal wszystko to spisane na podstawie opracowań, bez powołania się na źródła.
Pozostając przy źródłach - autor słusznie we wstępie zwraca uwagę na ich specyfikę, na to, że trzeba podchodzić do nich krytycznie. Nie przeszkadza mu jednak cytowanie np. wspomnień Belli Fromm, których wiarygodność była swego czasu ważnym tematem wśród badaczy.
Oczywiście nie chodzi mi o to, że powinniśmy spierać się o to, czy dana żona wstąpiła do partii w roku 1928, 1929. Kwestia wstąpienia w szeregi NSDAP została ogólnie potraktowana po macoszemu, nad czym ubolewam. Analiza tego problemu może wiele powiedzieć o nastawieniu kobiet do polityki jako takiej. Przyznaję, autor poruszył takie kwestie jak pochodzenie, rok urodzenia, który determinował postrzeganie świata itp. jednak konkretne wnioski rozmyły się gdzieś w toku narracji o tym, jak dobrze żyło się żonom prominentnych nazistów. Zastanówmy się jednak - czy ludziom władzy ogólnie nie żyje się nieco lepiej niż przeciętnym obywatelom?
Nie mogę także nie zwrócić uwagi na tytuł i okładkę. Na niej oczywiście ,,Pierwsza dama III Rzeszy" Magda Goebbels ze swoim mężem Josephem. Tytuł w oryginale nie ma nic wspólnego z ,,kochaniem", brzmi on ,,Nazi wives. The women at the top of Hitler's Germany". To wciskanie miłości w tytuły o takiej tematyce to niestety powszechna praktyka. Staram się ją zrozumieć, ale nie mogę przeboleć faktu, że działa to na szkodę postrzegania historii. Podobnie zresztą wpływa to na postrzeganie samej Trzeciej Rzeszy - mnogość takich publikacji pozwala wierzyć, że w kraju żyli wyłącznie naziści, zapomina się natomiast o wspomnianej przeze mnie opozycji.
W trakcie lektury odniosłam także wrażenie, że to nie do końca książka o kobietach, z pewnością ich sylwetki nie są tak uwydatnione, jak postaci ich mężów. W niektórych fragmentach poświęconych wojnie można wręcz zapomnieć o tym, czego książka dotyczy.
Bardzo żałuję, że autor nie włożył więcej wysiłku w przedstawienie szczegółowych informacji na temat tego, jakie kobiety miały ,,zaplecze" przed zainteresowaniem się kwestią nazistowskiej polityki, że przytaczając dane statystyczne nie wskazał źródła informacji, że wielu kwestii nie wyjaśnia
pozostawiając czytelnika ze szczątkowymi informacjami, które mogą wpłynąć na postrzeganie życia społecznego w Trzeciej Rzeszy. To drobne, choć istotne niedociągnięcia, np. w przypadku kwestii aborcji, dostępności środków antykoncepcyjnych czy często poruszanych w kontekście polityki prorodzinnej pożyczek małżeńskich. Aborcja owszem, była zakazana, a konsekwencje jej przeprowadzenia ponosiła nie tylko kobieta, ale także osoba, która dokonała zabiegu - dotyczyło to jednak ,,czystej krwi" Niemek. Środki antykoncepcyjne były oczywiście dostępne, lecz zakazano ich reklamowania, dodatkowo cena za nie była horrendalnie wysoka. Kredyty małżeńskie były przyznawane - o ile udowodniono ,,aryjskie" pochodzenie a matka zrezygnowała z pracy zarobkowej. Ten ostatni punkt uległ ostatecznie modyfikacji i od drugiej połowy lat 30., w związku z zerwaniem postanowień traktatu wersalskiego i rozpoczęciem zbrojenia się Niemiec, kobiety podejmowały pracę, mając jednocześnie na utrzymaniu dzieci.
Nie ma książek idealnych, szczególnie jeśli dotyczą takich zagadnień jak historia III Rzeszy o której wydawałoby się, że wiadomo już wszystko. Mnie samej wielokrotnie zdarzyło się powielić jakiś niesprawdzony do końca fakt, lecz za każdym razem byłam wdzięczna za wyprowadzenie z błędu. Być może za bardzo się czepiam, może powinnam odpuścić i dać się ludziom cieszyć lekturą. Niestety z własnego doświadczenia i rozmów wiem, że wiele takich drobnych szczegółów ma znaczenie a ich wielokrotne, bezmyślne powtarzanie przyczynia się do wyciągania błędnych wniosków. Wiele osób podchodzi do przeczytanych książek bezkrytycznie, przyswaja podane informacje bez zagłębiania się w temat. Nie zmienimy świata, ale możemy zmienić siebie.
W ,,Żonach nazistów" wiele rzeczy wypadałoby w zmienić lub przynajmniej rozwinąć. Piszę to jednak z perspektywy osoby znającej temat i wyczulonej w kwestiach powoływania się na źródła. Jak zawsze w takich przypadkach zachęcam jednak do sięgnięcia po nią i wyrobienia sobie własnego zdania. Być może dla Was będzie to wartościowa lektura z której wyniesiecie coś nowego.