Każdy człowiek jest wyjątkowy i niesie ze sobą niepowtarzalny bagaż doświadczeń. Życie też nie jest do końca sprawiedliwe i wyrozumiałe dla nas, dlatego każdy z nas znajduje się w sytuacji unikatowej i nieznanej nikomu innemu. Przez to często trudno nam zrozumieć siebie nawzajem. Nierówne szanse, różnorodne przypadki i jakiś rodzaj siły sprawiają, że mierzymy się z czymś odmiennym od tego, z czym muszą zmierzyć się inni ludzie. Powiedzenie, które mówi, że trzeba przejść w czyiś butach, by go zrozumieć, jest bez wątpienia racjonalne. Czy jesteście gotowi spróbować zrozumieć kogoś innego bez żadnego oceniania?
Kentaro po dokonaniu zemsty postanawia żyć samotnie, by nie skrzywdzić już innych osób. Jako zwykły wojskowy zostaje wcielony do armii Klanu Nagata. Klan wyjątkowy i legendarny, lecz niestety obecnie umierający. Na jego czele stoi Fukuro, który jest już umierającym staruszkiem. Natomiast jego syn nadal jest dzieckiem i to w dodatku chorowitym. Nikt nie ukrywa, że w niedługim czasie dziecko zostanie zabrane przez śmierć. Oddziały Manduków na razie nie ruszyły dalej, lecz w każdej chwili mogą to zrobić, a Klan mierzy się z rosnącą potęgą Klanu Węży – klanu, który zbiera najgorsze jednostki i słusznie zasługuje na miano Węża. Czy Klan Nagata ma jakąkolwiek przyszłość przed sobą? Czy ktokolwiek jest w stanie pokonać Manduków? Jaka w tym rola Kentaro?
Arkady Saulski udowodnił mi w swoich dwóch powieściach, że doskonale wie, co to znaczy warsztat literacki i przestrzega go, zarazem dając olbrzymie pole popisu dla wyobraźni i kreatywności. Nie miałam najmniejszych wątpliwości, że i w drugim tomie "Zapisków stali" potwierdzi swoje umiejętności. Tak też było.
Pisarz sprawił, że od pierwszych stron fabuła książki zawładnęła mną i dała możliwość zobaczenia wszystkich wydarzeń na własne oczy. Styl, jakim jest napisana, nie ogranicza umysłu, a daje iskrę, która tworzy całe obrazy i sprawia, że nie można oderwać się od powieści. To uczta dla czytelników pragnących zapomnieć o trudnej codzienności i gotowych, by stawić czoła zdarzeniom nie z tego świata, lecz w momencie lektury tak samo dla nich istotnych. Jedynym mankamentem okazało się dla mnie, że nadal nie umiem wyczuć tego charakterystycznego dla Japonii klimatu. Chciałabym dostać coś więcej niż nazwy wojowników czy broni, by przypomnieć sobie, że wyjściem do całości jest właśnie japońska kultura.
Od pierwszych stron doceniłam koncepcję określaną przeze mnie jako boczne spojrzenie. Mimo że głównym bohaterem pozostaje Kentaro, to przez pierwsze kilkadziesiąt stron obserwujemy Klan Nagata i jego zmagania. Oczywiście da się wyczuć obecność Ducha, lecz jest ona delikatna i dopiero wraz z biegiem historii zostaje zaznaczona waga tej obecności. Niesamowicie jest obserwować, jak nowi bohaterowie mogą zastanawiać się, kim jest ten wyjątkowy wojownik, jak powoli go poznają i dowiadują się, co się wydarzyło wcześniej w życiu Kentaro. To tak jakbyśmy jako czytelnicy dostali ponownie szansę na zapoznanie się z tą postacią. Pomiędzy tym pasjonującym zabiegiem jest niezmiernie wiele opisów walk, co z jednej strony w moim przypadku okazało się trudne i męczące, lecz z drugiej właśnie ta dokładność opisów sprawiła, że czułam, że i ja tam jestem.
Natomiast tematyka "Pani Ciszy" oczarowała mnie swoją wnikliwością i nietypowością poglądów. Autor w pozornie fikcyjnej opowieści zadał pytanie ważne dla wielu ludzi – co tak naprawdę świadczy o sile człowieka? Przedstawił on nam grupę różnorodnych wojowników, władcę klanu, medyków i małego chłopca, który umiera... W książce pojawiają się piękne słowa wskazujące na to, że małe dziecko robiące pozornie prostą rzecz może być tak samo silne jak samurajowie udający się na wojnę. Być może brzmi to absurdalnie, lecz w kontekście całej historii jest na pewno punktem wyjścia do głębokich przemyśleń i uświadomienia sobie, że nasze życia i doświadczenia są na tyle różne, że dla niektórych radzenie sobie z codziennością może okazać się wojną z innymi, wojną z samym sobą i z własnymi demonami. Siła nie tkwi w sile fizycznej, ale w sile umysłu.
Niemniej autor nie ogranicza się wyłącznie do tego wątku, ale idzie krok dalej, pozwalając czytelnikom zrozumieć, jak jedno wydarzenie może być postrzegane odmiennie przez różne strony konfliktu. Człowiek stojący przed nami – nasz wróg – niekiedy może mieć tak samo logiczne powody, by zachowywać się w dany sposób, jak my sami mamy. Perspektywy mogą być na tyle inne, by niekoniecznie mogły być zrozumiałe dla drugiej strony. A w tym wszystkim olbrzymią rolę gra wiara w nas samych, nasze poglądy i cel, do którego dążymy.
Chciałam jeszcze odnieść się do bohaterów. Pisarz ewidentnie skupia się na pierwszoplanowych postaciach, co jest jak najbardziej słuszne, lecz mimo to pragnęłabym jeszcze większego pogłębienia osobowości bohaterów drugorzędowych i epizodycznych. Dałoby to poczucie, że nie tylko sama historia jest prawdziwa, ale i ludzie będący tam są jej częścią. Jednak wracając do Kentaro, jest to mężczyzna o charakterze niejednoznacznym i trudnym do przewidzenia. Sam z sobą walczy i my tę walkę możemy obserwować. Kentaro ma bardzo jasne zasady, które przestrzega, lecz nawet wśród nich pojawiają się sprzeczności i wątpliwości.
Czytając "Panią Ciszę", miałam wrażenie, że z każdą kolejną powieścią Arkady Saulski wykazuje się niesamowitym rozwojem swoich pisarskich umiejętności. Nie boi się ograniczać wyobraźni i kreatywności, więc czerpie z nich całymi garściami, dając szansę czytelnikom na zapoznanie się z niesamowitą i niezapomnianą opowieścią. Z wielką niecierpliwością czekam na zakończenie trylogii "Zapiski stali".