Żony recenzja

Tarryn Fisher słynie z nowatorskich pomysłów, podejmuje tematy niezwykłe i nietuzinkowe. Tak jest i w tym przypadku.

Thursday to pani czwartek, jedna z trzech żon Setha. Jest świadoma istnienia pozostałych kobiet i zgadza się na ten układ. Choć nie jestem przekonana czy pozostałe panie wiedzą o jej istnieniu. Jednak z każdym dniem coraz trudniej przychodzi jej się dzielić z ukochanym mężczyzną.
Zżera ją też ciekawość kim są pozostałe kobiety, którym udało się skraść jego serce. Jak wyglądają? Czym się zajmują?
Pragnie wiedzieć wszystko na ich temat, więc gdy nadarza się okazja, by je poznać, Thursday skwapliwie z niej korzysta.
"Każdy, kto tak rozpaczliwie pragnie utrzymać drugą osobę przy sobie, już ją stracił".
Początkowo dość trudno było mi wgryźć się w tekst, bowiem niewiele się dzieje, dopiero po około 50 stronach następuje pewien zwrot akcji, który karze nam sądzić, że w końcu wydarzenia nabiorą rozpędu, ale jeszcze trochę przyjdzie nam poczekać na efekt WOW, lecz gdy ten moment następuje pochłaniam książkę z wypiekami na policzkach a świat zewnętrzny przestaje mieć znaczenie.
Na uwagę zasługuje przede wszystkim fabuła dziwna, pokręcona, inna to ona jest główną bohaterką tej opowieści, wszystko pozostałe jest tłem, na którym Pani Fabuła może zaistnieć. Poruszony zostaje problem poligamii i uczuć, które powoduje ona u osoby będącej w takim związku. Żona, która nie zna własnego męża, choroba psychiczna przemoc domowa oraz szalenie zawiła intryga. Jestem totalnie skołowana, nie wiem co jest kłamstwem co prawdą, gdy już wydaje mi się, że poznałam wiele odpowiedzi, mam rację tylko mi się wydaje. Do ostatnich stron, do samego zakończenia jestem w błędzie. Lubię jak ktoś tak umiejętnie robi mnie " w konia ".
Pragnę zwrócić Waszą uwagę na wydanie, gdzie powtarzający się wewnątrz książki motyw z okładki, jest przyciągającym oko bajeranckim zabiegiem estetycznym.
Na końcu książki znajdziemy krótki wywiad w którym autorka zdradza kilka informacji m.in. skąd czerpie pomysły.
PREMIERA 03/06/2020