...bo temat ten jest zawsze trudny. I to niezależnie od tego, czy chcemy go poruszyć na gruncie naukowym, prywatnym czy artystycznym. Wciąż też jest dość często tematem tabu – nie rozmawiamy o nim ze strachu (bo nie wiemy jak, bo boimy się, że poruszając ten temat niejako samobójstwo możemy w jakiś magiczny sposób sprowokować), nie rozmawiamy o nim z powodu uprzedzeń wobec chorób psychicznych, takich jak depresja, czasem wciąż nie rozmawiamy o nim z powodów religijnych albo dlatego, że boimy się ostracyzmu społecznego (bo grzech, bo wstyd, bo ,,co ludzie powiedzą?'').
A skoro nie rozmawiamy, to tematu nie ma, prawda?
Ano, nieprawda.
Temat, który nie zniknie
Na początku trzeba sobie jasno powiedzieć, że samobójstwa zdarzały się, zdarzają się i zdarzać się będą. Nie oznacza to jednak, że mamy ten temat marginalizować i że mamy go unikać. Albo, że nic nie mamy robić, bo na nic nie mamy wpływu.
W książce ,,Życie mimo wszystko. Rozmowy o samobójstwie'' Halszka Witkowska i Szumon Falaciński obalają najbardziej powszechne i szkodliwe mity związane z tym tematem, i wskazują jak wiele dobrego może przynieść rozmowa. Ale rozmowa prawdziwa, rozumiejąca zupełnie inna niż to, czego chyba każdy z nas w życiu doświadczył, a więc daleka od oceniania i od licytowania się krzywdami.
,,Boli cię? Ty nie wiesz, co to znaczy, kiedy boli'', ,,Tobie jest smutno? A gdybyś wiedziała, jak mi jest smutno...'', ,,Nie dramatyzuj, jeszcze nic nie wiesz o życiu''. To zdania, które mogą skutecznie zniechęcić do działania zdrowego człowieka i zarazem zdania, które są w stanie naprawdę pogorszyć stan psychiczny kogoś cierpiącego na depresję. I choć z całą pewnością skutecznie zamkną one dalszą rozmowę na trudne tematy, to nie sprawią, że smutek, szarość i ciężar istnienia zniknie. Sprawią tylko, że osoba potrzebująca pomocy przestanie o tym mówić, bo będzie czuła się naprawdę nierozumiana.
A kiedy przestanie mówić – będzie źle.
Mordercza cisza i złudny spokój
Była kiedyś zagraniczna kampania społeczna zwracająca uwagę na problem samobójstw w której przedstawiono kilka ujęć z męczącego życia smutnego korposzczura – powtarzające się poranki, kawa, taski do wykonania i ten wkurzająco pozytywny koleś, który każdego dnia mówi ,,cześć'' i chyba chce się zaprzyjaźnić.
Pod koniec okazuje się, że to właśnie on, ten człowiek z tła, ten uśmiechnięty kolega z pracy, który proponował wspólną kawę popełnia samobójstwo.
Dlaczego?
Rodziny i bliscy samobójców zostają z tym pytaniem na lata. Nie są w stanie sobie na nie odpowiedzieć i ta niepewność tylko potęguje ich ból. Tak samo jak to, że w takiej sytuacji nagle powstaje dookoła nich próżnia – znajomi się odsuwają w cień, znikają, nawet szef z pracy nie dzwoni w sprawie nadgodzin.
I tu też tak naprawdę wystarczy rozmowa. Wystarczy bycie obok, wysłuchanie, próba zrozumienia. Przytulenie i nieocenianie. Bycie dostępnym. Gotowym do pomocy.
Przytul weterynarza
W książce omawiany jest problem samobójstw wśród dzieci i nastolatków, studentów i osób starszych. Wśród mężczyzn i wśród weterynarzy. W kontekście wojny, pandemii i powszechnego dostępu do internetu. Jest w niej mowa o statystykach dotyczących samobójstw, o listach pożegnalnych, o przyczynach samobójstw (i co najważniejsze: o tym, że nigdy nie ma tylko jednej przyczyny) i o tabu nagromadzonych wokół tego tematu...
I niektóre rzeczy o których mowa w ,,Życiu mimo wszystko'' są naprawdę wstrząsające. Jak to, gdy w trakcie lektury rozdziału ,,Pomóc trzeba nie tylko zwierzętom'' uświadomiłam sobie, że eutanazja zwierząt (niekoniecznie chorych, starych i cierpiących) nie jest w pracy weterynarza czymś sporadycznym, ale tak naprawdę zdarza się z częstotliwością, która jest niesamowicie obciążającą psychicznie.
Albo jak to, gdy dotarło do mnie, że pierwsze międzynarodowe Stowarzyszenie na rzecz Zapobiegania Samobójstwom powstało w 1960 roku, a Polskie Towarzystwo Suicydologicznie zaczęło działać dopiero w 2003 roku. Czterdzieści trzy(!) lata później.
Z kolei pierwsza kampania społeczna dotycząca tematu samobójstw pojawiła się w naszym kraju dopiero w 2018 roku. Czyli cztery lata temu.
Jest nadzieja w tym tunelu?
Przyznam, że tuż przed tym zanim sięgnęłam po ,,Życie mimo wszystko'' przeżyłam moment zawahania – taką chwilę w której poczułam prawdziwą obawę o to, że ta książka może skutecznie obniżyć mi nastrój, że będzie mi po jej lekturze ciężko i smutno na duszy.
Ale wiecie co? Tak się nie stało. Mimo tego, że samobójstwa są naprawdę ciężkim tematem, to ,,Życie mimo wszystko'' niesie ze sobą naprawdę spory ładunek nadziei i światła. Właśnie w tych rzeczach, które mogą się wydawać banalne, w tych fragmentach, które się powtarzają, w tym wielokrotnym tłumaczeniu, że w tych najgorszych chwilach dochodzi do zawężenia świadomości, że jest już tak źle i koszmarnie, że nie sposób wyobrazić sobie dalszego życia i że właśnie wtedy wystarczy jedna drobna mała rzecz – sąsiad, który na nas wpadnie, pies, który się z nami przywita, koleżanka z pracy, która postanowi nas odwiedzić, ktoś życzliwy, kto postanowi nas wysłuchać.
Świetne jest też to, że praca Halszki Witkowskiej na książce nie kończy się i nie zaczyna – stworzyła ona również projekt ,,Życie warte jest rozmowy'' (zwjr.pl) dzięki któremu osoby znajdujące się w kryzysie i ich rodziny mogą uzyskać bezpłatne wsparcie i pomoc.
Zapis rozmowy Halszki Witkowskiej i Szymona Falacińskiego jest jedną z tych książek, które naprawdę warto przeczytać. Otwiera ona bowiem oczy na różne tematy, uświadamia nam nasze błędne założenia i przekonania, obala mity narosłe wokół tematu samobójstwa i wskazuje drogę, którą możemy podążać, żeby wszystkim po prostu było lepiej.
Ale przede wszystkim – daje nadzieję na to, że lepiej będzie.
Za egzemplarz i zaufanie dziękuję wydawnictwu Prószyński i S-ka.