O tym jak wygląda typowy Polak w jednej sekundzie może odpowiedzieć każdy: że pijak, leń, nierób, cham… na myśl o tym jak wygląda polski polityk skojarzenia pojawiają się jeszcze szybciej – w szczególności gdy myślimy o kimś kto jest w opozycji do „naszej” partii. Jedno jest pewne, zawsze będą to epitety negatywne. A co jeśli będą one okraszone potężną porcją humoru, nie koniecznie obraźliwą? Co jeśli „typowy” przestanie być taki zły?
Wtedy czeka nas potężna dawka uzdrawiającego śmiechu, który rzeczywiście poprawia zdrowie, sprawiając, iż łatwiej zdystansować się do naszej nieciekawej, kryzysowej sytuacji. Wtedy też liźniemy sobie troszkę PRL-owskiej historii, z której ja jestem zielona, jak kwitnąca na dniach trawa. Wtedy też nie przejdziemy obojętnie koło zbioru felietonów Macieja Rybińskiego, który niestety nic nowego już nie spłodzi, ale za to tym co przeszłe może nie raz zaskoczyć.
Swojego czasu myślałam, iż zbiór dość trudno ocenić, bo w końcu każda jego cześć jest inna, jedna ze składowych lepsza, druga może być totalnym dnem. W przypadku „Ryby Ludojada” nie miałam takiego problemu. Całą książkę można chapnąć sobie za jednym zamachem. Ja co dziennie czytałam po jeden, dwa felietony tworząc z nich miły element każdego ranka przy kawie.
Poprzez śmiech można zdziałać więcej niż nie jedno srogie kazanie czy ciągnące się w nieskończoność przemówienie – Rybiński, jak widać doskonale o tym wiedział, dlatego też, dzięki jego twórczości mogłam zaczynać dzień od uśmiechu,.
Styl autora, jego humor i wyczucie w każdym calu odpowiadało moim gustom. Widać, że Rybiński lubił bawić się słowem, które w jego rękach było jak glina dla rzeźbiarza. Jedynie ciągła utarczka z „Gazetą wyborczą” raziła delikatnie po oczach, ale nie stanowiło to wielkiej ujmy podczas czytania.
Rybiński ukazuje nam sylwetki polskiego rządu, stek unijnych bzdur, dodając do tego trochę zdrowego rozsądku i otrzeźwiającego słowa. Nie powiem żebym ze wszystkim co przekazuje w pełni się zgadzała, ale przyznaję, iż na niektóre fakty w sposób prosty otwiera moje jeszcze zasapane oczy.
Podchodząc do świata z dobroduszną kpiną autor zaszczepił we mnie cząstkę swojego światopoglądu, można by nawet powiedzieć luzackiego (choć bez przesady) obserwowania tego co nam (głównie) polityka wciska.
To co najbardziej podobało mnie się podczas pochłaniania zbioru to powrót do przed smoleńskiej przeszłości, która choć całkiem niedaleka, przyznaję potrzebowała przypomnienia, aby uzupełnić pewne luki w pamięci. Fakty ze świata polityki oraz kultury sprzed pięciu lat, ich wpływ na to co dzieje się dziś, dystans z jakim można do nich podejść teraz oraz spojrzenie wstecz na własne przemyślenia z tamtego okresu są naprawdę dobrą pożywką dla umysłu.
Jako, iż jest to zbiór trudno nie wybrać swoich ulubieńców. Moimi okazały się trzy felietony: „Remanent z umysłowym maniakiem”, „Warchoł polski redaguje i czyta gazety” oraz „Ekstaza w dymie kadzideł”.
Każdy z jego felietonów jest nacechowany PRL-owską młodością, która odcisnęła naprawdę wielkie piętno na umyśle naszego felietonisty. Z racji tego, iż o tych czasach często wspomina, nie bez ładunku emocjonalnego, łatwo zapamiętać wszystkie wydarzenia.
O ty okresie w szkole nic się nie uczy, z łatwo dostępnymi źródłami też coś licho, tak więc "Rybę ludojada" polecam młodszemu pokoleniu, chcącemu wyszarpać dla siebie kawałek historii która, jak każdy trąbi dookoła na dobre nacechowała nasz naród.
Dla mnie był to pokaz przyjemniej w odbiorze literatury dającej prztyczka w nos paru znanym personom, do którego na pewno jeszcze wrócę.