W życiu jest wiele sposobów na pokonanie samotności. Jedni radzą sobie z nią przez ciągłe poznawanie nowych ludzi. Drudzy po prostu zakładają własne rodziny. Inni, mniej szczęśliwi, sięgają po kieliszek lub inne substancje. Co wspólne dla wszystkich przypadków, samotność nie jest tematem, z którym chcielibyśmy się mierzyć na co dzień, a może nie?
Takiego wyzwania podjęła się Lily Brooks-Dalton, amerykańska pisarka, która dwa lata temu zadebiutowała powieścią „Dzień dobry, północy”, która na początku 2017 r. pojawiła się na polskim rynku nakładem wydawnictwa Czarna Owca.
Książka opowiada o losach dwóch bohaterów, Augustine’a oraz Sully, którzy znajdując się w skrajnych okolicznościach, muszą zmierzyć się z pustką i samotnością panującą w ich sercach. Śledzimy dwie linie fabularne, przecierając oczy ze zdumienia jak dwie, wydawałoby się, zupełnie różne osoby, mają w tym aspekcie wiele ze sobą wspólnego.
Już sama okładka zaprasza czytelnika do wyruszenia w tą emocjonalnie trudną podróż. Rozgwieżdżone niebo przywołuje nas do siebie i próbuje przekonać, że w tym ogromnym wszechświecie każdy ma swój czas i miejsce.
Na niecałych trzystu stronach książki uczymy się o przetrwaniu, o uczuciach, o tym, że to my decydujemy o własnym losie, a jedno niewłaściwe posunięcie może nas naprawdę wiele kosztować. Autorka poruszając głęboki temat samotności nie zasmuca nas. Wręcz przeciwnie. Rozpala chęć działania, zrobienia czegoś z własnym życiem.
Lily Brooks-Dalton pięknie opisuje malujące się przed bohaterami krajobrazy. Z jednej strony mroźną Arktykę, z drugiej przepastny kosmos. Przenosimy się w te bardzo odległe miejsca i razem z nią śledzimy dwie niespełnione dusze.
Sully jest astronautką. Razem z załogą statku „Aether” wraca z dwuletniej misji z Jowisza. Na Ziemi zostawiła swoją rodzinę na rzecz drugiej, niepołączonej więzami krwi. Kosmos jest jednak ogromny, zimny i pusty, i nawet będą z nimi nie jest w stanie nie rozmyślać o swoim wyborze. Autorka doskonale oddaje dualizm sytuacji w której znajduje się postać. „Badamy wszechświat, żeby wiedzieć; jednak w końcu naprawdę dowiadujemy się jedynie tego, że wszystko się kończy… istnieje tylko czas i śmierć„.
Augustine jest naukowcem. Całe życie badał gwiazdy, podróżując z jednej placówki badawczej do następnej, zostawiając za sobą wszystko prócz ciał niebieskich. Będąc u skraju swojego życia świadomie podejmuje decyzję o pozostaniu zupełnie samemu na kole podbiegunowym. Czeka go tam samotność w otoczeniu zimnej, białej tundry.
Pomimo lirycznego i emocjonalnego wydźwięku książki, nie brakuje tu również zwrotów akcji rodem z najlepszych filmów sensacyjnych. Czytelnik nie jest w stanie przewidzieć w jakim kierunku podąży fabuła oraz jaki los spotka głównych bohaterów. Autorka wytycza swoim bohaterom różne ścieżki, by za chwilę nastąpiły nieprzewidziane okoliczności i ta ścieżka zmieniła się o 180 stopni.
Przez kolejne rozdziały, czytelnik podąża nie tylko za uczuciami, ale również za tajemnicą. Placówka w której przebywa Agustine zostaje ewakuowana z jakiegoś nieznanego nam powodu. Bohater traci łączność z resztą świata, tak jakby doszło do jakiegoś kataklizmu, który oszczędził jednak koło podbiegunowe. Z kolei podróżujący przez przestrzeń kosmiczną „Aether” także nie może nawiązać kontaktu z Ziemią. Ta tajemnicza sytuacja pozwala czytelnikowi jeszcze bardziej dać wciągnąć się tej historii.
Lily Brooks-Dalton zaprasza nas w podróż wgłąb naszego własnego serca. Stworzeni przez nią bohaterowie i świat są tylko wymówką do tego, byśmy sami zmierzyli się z własnym strachem przed samotnością, byśmy zrozumieli że jest to nasz własny wybór. Autorka maluje przed nami historię, którą każdy z nas przechodzi na pewnym etapie życia, historię z której jesteśmy w stanie wyjść zwycięsko.