Postanowiłam zachęcić moją siostrzenicę do czytania książek i w zeszłym roku zakupiłam kilka młodzieżowych pozycji. Nadszedł czas żeby je po kolei przeczytać i pierwszą, którą wybrałam to „Melissa” Rosie Rushton, ponieważ jednocześnie idealnie pasuje do wyzwania czytelniczego „Pod hasłem” w którym uczestniczę.
Muszę przyznać, że na początku nie bardzo mogłam wczytać się w klimat tej książki i nawet trochę mnie to nudziło, więc odłożyłam ją na jeden dzień. Natomiast, gdy przysiadłam do niej ponownie i przebrnęłam przez ten mało zachęcający początek to już połknęłam bakcyla. Tytułowa Melisa to nastoletnia, rudowłosa i zwariowana dziewczyna, która wraz z rodziną wyprowadza się ze swojego ukochanego Londyny do z góry znienawidzonego Sussex. Przeprowadzka również potęguje konflikt pomiędzy Melissą i jej matką, ponieważ to ze względu na jej pracę cała rodzina musiała zmienić miejsce zamieszkania. Dwaj bracia Melissy szybciej przystosowuję się do nowego otoczenia, ale i oni mają swój wkład w różne przygody tej rodziny. Natomiast ojciec głównej bohaterki wydawałoby się, że znalazł idealne rozwiązanie, ponieważ planuje 2-3 dni pomieszkiwać w Londynie ze względu na pracę a potem wracać do rodziny. Niestety i ten „idealny” układ przyniesie niekoniecznie miłe niespodzianki. Ponad to Melissa pragnie wkraść się w łaski koleżanek w nowej szkole i to przyniesie kolejne zabawne przygody, a tak zwaną przysłowiową kropkę nad i postawi pojawienie się zabawnego psa Barnaby.
Książkę stanowczo polecam, mimo że na początku mnie troszkę znudziła to potem mnie wzruszyła a na końcu bardzo ubawiła i ponad to, to książka z morałem. Podobało mi się też to, że narratorem tej powieści był prawie każdy członek rodziny Melisy, przez co na niektóre sytuacje można spojrzeć zupełnie z innej strony. Podsumowując, ubawiłam się przednio i jeszcze raz polecam każdej nastolatce.