Debiut literacki Marty Kruczek zapowiadał się bardzo obiecująco. Oryginalny pomysł na fabułę, wykorzystujący motyw zombie i miłości zakazanej sprawił, że książka mnie zaciekawiła. Jednak to jeden z nielicznych plusów jakie mogę o tej powieści powiedzieć. Całość w moim odczuciu wypadła słabo i miałam wrażenie, że potencjał drzemiący w tej historii nie został w pełni wykorzystany. A szkoda! Bo mogłaby to być naprawdę świetna powieść, trzymająca w napięciu.
Mila ze swoim chłopakiem oraz przyjaciółmi udaje się na urlop w Góry Krucze, gdzie znajduje się miasto, w którym na specjalnie odgrodzonym terenie, mieszkają ludzie odizolowani od reszty społeczeństwa. Nadano im nazwę zombie, ponieważ w nocy wpadają w dziwny stan przypominający trans, podczas którego zyskują niesamowicie ogromną siłę oraz niepochamowaną rządzę zabicia wszystkich żywych stworzeń (z wyjątkiem siebie). Na kartach książki pojawia się wyjaśnienie historii powstania dziwnej choroby, jednak mnie on nie przekonuje. W tym przypadku, jak i w wielu innych momentach powieści, mam poczucie, że jest to wątek niedopracowany.
Książka nie jest zbyt długa, a dzieje się w niej bardzo dużo. Nie można zatem narzekać na nudę, jednak czuje się niedosyt spowodowany brakiem większego zagłębienia się w portrety psychologiczne bohaterów.
Również wydarzenia w książce zostały mocno spłycone, przez co nie czuje się strachu. Choć można by było tutaj wykorzystać kilka momentów na zbudowanie mrocznej i przerażającej atmosfery. Nawet noc spędzona w strefie czerwonej nie budziła grozy.
Autorka w swojej historii sięga po wiele gatunków: horror, thriller, kryminał, romans, a nawet zahacza chwilami o erotyk. Jednak dla mnie takie poplątanie różnych elementów sprawiło, że żaden z nich nie wyszedł dobrze.
Dialogi w powieści są pełne powtórzeń, tak jakby rozmawiające ze sobą osoby miały problem z przyswojeniem sobie usłyszanych informacji.
Zakończenie wskazuje na możliwość kontynuacji, ponieważ nie wszystkie wątki zostały rozwiązane. Mam nadzieję, że autorka z każdą kolejną książką wyrobi swój warsztat, bo pomysły na fabułę są dobre, jednak zabrakło mi dopracowania szczegółów.
„Ci inni za murem” choć zarówno tytułem jak i okładką przywodzi na myśl książkę o tematyce obozowej, jest mieszanką gatunków z motywem zombie. Trudno mi wskazać grupę odbiorców, gdyż mnie jako dorosłego czytelnika raczej nudziła, a nie jestem przekonana czy nadaje się dla nastolatków. Powieść miała w sobie potencjał, jednak niestety nie został on wykorzystany. Słabo zarysowane portrety psychologiczne bohaterów sprawiają, że czytelnik nie za bardzo angażuje się w wydarzenia spotykające Milę i jej towarzyszy. Choć ciekawy motyw powieści już w sam w sobie przeraża, to książka zdecydowanie nie wzbudza w czytelniku niepokoju.
Polecić tej książki jednak nie mogę. Choć zdecydowanie jest to powieść na jeden wieczór, czuję po niej ogromny niedosyt. Dobry pomysł na fabułę to jeszcze nie przepis na świetną powieść. A innych plusów się nie doszukałam.