Życie to chaos, bałagan, ciągła walka. Niekiedy jednak w tym wszechobecnym miszungu pojawiają się chwile, które odwracają życie człowieka o 180 stopni czyniąc je piękniejszym choć na chwilę. O tym przekonali się bohaterzy debiutanckiej powieści „Osiem”.
Główny bohater- On- informatyk z worem doświadczeń na barkach prowadzi stosunkowo nudne życie u boku nudnej żony. Żyje z dnia na dzień, a rytm jego życia wyznaczają wskazówki zegara. Jego położenie jednak diametralnie się zmienia w chwili wprowadzenia się do tego samego bloku Jej- młodej, zachwycająco pięknej samotnej matki dorastającej córki. Od tej pory zaczyna obserwować nową lokatorkę z czasem poznając Jej grafik dnia. Inscenizuje niby przypadkowe spotkania w windzie siląc się na sąsiedzkie „dzień dobry”. Pewnego dnia pod wpływem impulsu wysyła do niej wiadomość mailową. Od tej pory nic już nie będzie takie samo… Oboje lepiej się poznają, zbliżają się do siebie, odkrywają przed sobą swoje pragnienia i fantazje. Wszystko stawiają na jedną kartę jaką jest pożądanie.
Jak potoczy się historia tak naprawdę obcych sobie ludzi? Czy czeka ich wspaniałe życie z happy endem? A może tej dwójce nie jest przeznaczone wspólne życie?
„Czasem trzeba oślepnąć, żeby coś zobaczyć”***
Muszę przyznać, że początkowo nie mogłam odnaleźć się w tejże powieści. Coś powodowało, że przez pierwsze kilkanaście stron nie czułam się odpowiednio, czułam pewną dozę dystansu. Dopiero z czasem, gdy zaczęłam lepiej poznawać bohaterów i ich myśli, zdałam sobie sprawę, że czytam coś niepowtarzalnego. Coś co wcześniej nie było mi dane przeczytać. To „coś” sprawiało, że czułam opór i praktycznie przez całą lekturę tkwiłam w słodkiej niewiedzy i oszołomieniu.
Na szczególną uwagę zasługują bohaterowie. Zostali oni niezwykle dotkliwie doświadczeni przez los. Te pewne ciężkie chwile w ich życiorysie pozostawiły piętno na całym życiu, a przy tym ukształtowały ich jako jednostkę. Te właśnie wspomnienia były nadzwyczaj szczere i wiarygodne, i właśnie to najbardziej przypadło mi do gustu. Na jednym skrzydełku książki jest napisane, że autor ma nadzieję, że po przeczytaniu i odłożeniu na półkę każdej z książek, czytelnik tęsknie będzie rozglądał się za bohaterami. W tym przypadku tak właśnie było. Zaczęłam za nimi tęsknić, gdyż zdałam sobie sprawę, że zajęli szczególne miejsce w moim sercu.
„Ta opowieść o traumatycznych przeżyciach dogłębnie mnie poruszyła. Doświadczenie urazowe o szczególnym nasileniu, związane z bolesną przeszłością, spowodowane przez jednego człowieka, wywarło niewątpliwy wpływ na psychikę, co najmniej kilku innych osób. Czasem na odcięcie się od podobnych wspomnień najskuteczniejsza byłaby jedynie amnezja. Zastanowiło mnie, ile muszą ważyć te najgorsze, skoro tak ciężko jest się po nich podnieść?”**
Książka co prawda jest napisana wyszukanym językiem, ale mimo to czyta się ją migiem odczuwając przy tym wiele przyjemności. Występuje w niej wiele nietypowych porównań, epitetów czy parafraz, które na dłuższą metę mogą się wydać nieco uciążliwe, ale wcale nie muszą. Poza tym występuje wiele szczegółowych, wyczerpujących opisów i wprowadzeń, ale nie są one nie do przejścia jak w przypadku „Nad Niemnem” Orzeszkowej. Są one na tyle dopracowane, że nie ma mowy o jakimś zastoju. Jednak mimo wszystko spodziewałam się więcej dialogów, które byłyby bardziej rozbudowane. Niestety, w tym przypadku musiałam obejść się smakiem.
Minusem osobiście dla mnie była swego rodzaju kotwica, która ciągnęła mnie na dno- nużące, ciągnące się niczym krówka ciągutka wydarzenia. Przytrzymywała mnie i za cholerę nie chciała puścić. Takich potyczek i niespodzianek było kilka, ale patrząc na całą pozycje, zbytnio nie szkodzą i można odrobinkę przymknąć na nie oko.
„-Serce mi pękło, ale się zrosło i zmężniało. Nabrało krzepy. I to jest chyba cel cierpienia i bólu. Trzeba to przeżyć, żeby zakosztować czegoś lepszego”*
Gdybym miała tę pozycję porównać do czegokolwiek, to porównałabym ją do życia. W niej nie ma bowiem żadnego słodzenia luksem. Wspaniałe wydarzenia przeplatają się z tragicznymi. Podobne wydarzenia mogą wydarzyć się w życiu każdego i to stanowi w istocie pochwałę rzeczywistości, codzienności.
W ogólnym rozrachunku debiut Pana Kacyniaka oceniam jak najbardziej pozytywnie. Jest w nim coś magnetycznego, jakaś nuta tajemniczości, niepewność co do słuszności podejmowanych decyzji, uczuciowy zamęt. Coś niewiarygodnie mnie przyciągało, dzięki czemu w skupieniu i z uwagą śledziłam dalsze losy bohaterów, nie zważając nawet na upływający czas.
Panu Franciszkowi gratuluję udanego debiutu, a Was, drodzy Czytelnicy zachęcam do zapoznania się z lekturą. Satysfakcja gwarantowana albo zwrot pieniędzy ;)
---------------
*** str. 318
** str. 64- 65
* str. 63
JaneS