Edmund Połomski urodził się właśnie nad Wisłą i tam spędził swoje dzieciństwo, oraz najlepsze chwile życia. Nic więc dziwnego, że postanowił utrwalić sobie owe czasy na kartkach książki.
Głównym bohaterem książki jest Tomasz. Początek książki, to jakby wprowadzenie do jego rodziny, poznajemy jego babcię, matkę oraz ojca i w końcu jego samego. Chłopiec, od najmłodszych lat jest bardzo zdolny, szybko się uczy, ma zdumiewająco dobre wyniki w nauce, równocześnie jest osobą bardzo sympatyczną, koleżeńską i pomocną, czym zyskuje w krótkim czasie miłość kolegów, nauczycieli i sąsiadów. Sama przyznam, że Tomka nie sposób nie lubić, jest postacią wręcz nierzeczywistą w swojej serdeczności.
Jego losy śledzimy na tle historii Polski w czasach II Wojny Światowej i po niej. Znajdziemy tu między innymi skutki wojny, to, jak wyglądała ona od podszewki, ciężkie warunki życia i pracy, ale przede wszystkim strach przed tym, co nieznane.
Książka skupia się przede wszystkim na ukazaniu Gdyni i obrzeży – tam właśnie mieszka Tomasz z rodziną.
Opowieść nie jest długa, za to jest bardzo treściwa. Nie można narzekać na nudne fragmenty, choć przeważają opisy miasta, czy ogólnie sytuacji panującej w kraju. Książka spodoba się przede wszystkim osobom, które lubią historię, które to interesuje. Ja do takich osób nie należę, ale książkę czytałam z przyjemnością, bo wciągnęły mnie losy Tomasza. Myślę, że nie ma na świecie osoby tak utalentowanej, szybko się uczącej i zyskującej ogólną sympatię jak ten chłopak. Jak dla mnie, jest to fizycznie niemożliwe, co czyni książkę atrakcyjniejszą, bo jest przedstawione w najzwyczajniejszy na świecie sposób.
Język dialogów stylizowany jest na ówczesny, co również troszkę urozmaica czytanie. Tomasz flirtując z Brygidą wyznając jej miłość używa słów, których w dzisiejszych czasach już się nie słyszy.
Czasem pojawiają się też fotografie, głównie Wisły i Gdyni, które pozwalają nam troszkę wizualizować sobie obraz ówczesnego wybrzeża i miejsc, o których czytamy.
Książkę polecam szczególnie, jak już wspomniałam, osobom lubiącym historię, bo im właśnie najbardziej przypadnie do gustu. Ja za takowymi nie przepadam, ale ta mi się spodobała, więc jak widać, nie taki diabeł straszny, jak go malują. W kilku słowach, jestem na tak.