Jakiś czas temu miałam okazję czytać bardzo dobry thriller medyczny pt "Chemia śmierci" autorstwa Simona Becketta. Będąc świeżo po lekturze zapragnęłam przeczytać inną książkę o podobnej tematyce. Niestety w bibliotece nie natrafiłam na inną powieść pana Becketta. Znalazłam natomiast na półce zupełnie innego autora, który również podobno pisze świetne thrillery i ma ich już kilka w swoim dorobku. Mowa tu o Stuarcie MacBride. W moje ręce trafiła książka pt "Chłód granitu", której okładka przypominała mi od razu okładkę "Chemii śmierci" - podobna kolorystyka, ogólne wrażenie. Długo się nie namyślając wypożyczyłam ją z zamiarem szybkiego przeczytania.
"Martwe rzeczy zawsze były dla niego czymś szczególnym. Delikatny chłód. Dotyk skóry. Intensywna słodka woń, jaką wydzielały, kiedy gniły. Kiedy wracały do Boga.
Ta, którą trzymał, jeszcze całkiem niedawno żyła.
Jeszcze przed kilkoma godzinami była pełna życia.
Szczęśliwa.
Brudna. Niedoskonała. Skalana...
Teraz stała się czysta.
Delikatnie, z czułością odłożył ją na szczyt stosu, dołączył do pozostałych. Wszystkie były kiedyś żywe; poruszały się, hałasowały, były brudne, niedoskonałe, skalane. Ale teraz były u Boga. Teraz zaznały pokoju."
Takimi oto słowami rozpoczyna się książka autorstwa MacBride'a. Od razu mi się spodobało, zapowiadało się na dobrą lekturę. Już wiedziałam, że będziemy szukać jakiegoś psychopatycznego mordercy, kogoś niezrównoważonego, prawdziwie wynaturzonego osobnika. I nie pomyliłam się.
W szkockim prowincjonalnym miasteczku Aberdeen dochodzi do makabrycznego odkrycia w jednym z przydrożnych rowów w okolicach miasta. Jeden z mieszkańców znajduje ciało zamordowanego małego, nagiego chłopczyka, którego oprawca wpierw zabił, a następnie pośmiertnie wykorzystał na tle seksualnym oraz zbezcześcił jego zwłoki. Sprawcę tej bestialskiej zbrodni ma wytropić sierżant Logan McRae - człowiek sarkastyczny, ironiczny, policjant z przeszłością, który nie rzadko działa na granicy prawa, wszelkie emocje starający się zakryć czarnym humorem. Nad jego postępami w śledztwie czuwać będzie inspektor Insch - osobnik nie znoszący głupców, przez cały czas podjadający niezliczone ilości żelków, czego wynikiem jest jego spora nadwaga. Prowadzonego śledztwa nie ułatwia wścibski dziennikarz miejscowej gazety - Colin Miller, typowy mądrala wścibiający swój nos w nie swoje sprawy i węszący dookoła w poszukiwaniu sensacji na skalę pierwszych stron gazet. Na domiar złego dochodzi jeszcze kret w wydziale policyjnym, wynoszący poufne informacje poza mury komendy... Śledztwo nie posuwa się do przodu, a policja otrzymuje zgłoszenia o kolejnych zaginionych dzieciach oraz o kolejnych zwłokach... Seria morderstw w Aberdeen nie przypomina Loganowi niczego, z czym do tej pory się spotkał. "Szokuje i nie pozwala zachować profesjonalnego dystansu najtwardszemu, najbardziej cynicznemu, najbardziej doświadczonemu policjantowi. A chwila konfrontacji zbliża się nieuchronnie."
"Chłód Granitu" to pierwsza książka z serii powieści, w których głównym bohaterem jest sierżant Logan McRae. W sumie jest ich siedem. "Chłód Granitu" w 2006 roku został nagrodzony w USA prestiżową nagrodą Barry Award dla najlepszego debiutu. O książce można przeczytać m.in.:
"Pasjonujący, mocny, wstrząsający debiut" - "Telegraph"
"Odważny i bezkompromisowy." - "Sunday Magazine"
"MacBride nadaje powieści kryminalnej walory wyższej literatury" - "Flint Journal"
Jeśli mam być absolutnie szczera... podczas lektury nie czułam, abym czytała coś mocnego... wstrząsającego... pasjonującego... odważnego... Gdybym odnalazła to wszystko, książka byłaby po prostu rewelacyjna. A tak... czytałam o wiele lepsze książki z tego gatunku i o wiele lepiej opowiedziane historie, niż ta w "Chłodzie Granitu". Najbardziej w książce drażnił mnie język. Wszechobecny wulgaryzm był zwyczajnie nie na moje nerwy. Ja rozumiem... policja... prowincja... stresujące śledztwo... giną malutkie dzieci... puszczające ludziom nerwy... Wtedy może i człowiek używa wulgarnego języka. Jednakże w powieści jest go zbyt dużo, przewija się w większości dialogów, a to zwyczajnie drażni podczas czytania. Sama historia, śledztwo, kolejno wychodzące na światło dzienne dowody - wszystko w jak najlepszym porządku, książka pod tym względem nie nudzi i utrzymuje czytelnika w ciągłym napięciu i oczekiwaniu na dalszy ciąg wydarzeń. Sam sprawca całego zamieszania to również jedno wielkie zaskoczenie, co również dokłada plusika do całości. Ocenę w moich oczach zaniża jedynie wulgaryzm. Gdyby nie to uznałabym "Chłód Granitu" za bardzo dobry thriller i poleciłabym go każdemu fanowi gatunku. W tej sytuacji nie powiem - nie czytajcie, bo po książkę warto sięgnąć. Jednak ostrzegam - ze względu na język to nie będzie pozycja, która każdemu przypadnie do gustu.