„- Masz marzenia?
- Najbardziej to chciałbym umrzeć”
Tak odpowiada pieśniarz Farerów – mieszkańców Wysp Owczych. Bo życie to nie bajka.
A reportaż... Ten powinien być obowiązkowo obiektywny, poparty faktami, nawet danymi liczbowymi, powinien ukazywać rzeczywistość taką, jaka jest. Gdzie tu miejsce na baśń? Zwłaszcza na archipelagu niewielkich wysp, gdzie pada 300 dni w roku, często poziomo z powodu szaleńczego wiatru, a historia to wieki izolacji w ciężkich do przetrwania warunkach, potem protektorat któremu część jest przeciwna.
Kompromisem na przekazanie informacji z pogranicza reportażu jest zbiór opowieści – nadal obiektywnych, nadal popartych danymi.
„ – Dlaczego więc nie podzielić się rzetelnie sprawdzonymi informacjami o czterdziestu czterech bibliotekach, trzech stacjach radiowych i jednej drużynie koszykówki?”
A to nie jedyne dane - informacji jest naprawdę dużo, ale opowieści są ciekawe. Od początku dajemy porwać się wyjątkowości ludzi i miejsca, jednak z czasem można odczuć natłok informacji. Autorzy przeplatają historię z teraźniejszością, spotkania z osobami - z podróżami w trudno dostępne miejsca. Własną pracę na wyspie (trzeba przyznać, że opisaną bardzo oryginalnie) z codziennymi zajęciami mieszkańców. I w końcu reporterski obiektywizm z fantazyjnymi opisami.
„Kontury Wysp Owczych na mapie przypominają tańczącą primabalerinę, która w ekstatycznym pląsie odchyla głowę i zatraca się w złowieszczej melodii otaczającego ją oceanu.”
W książce nie znajdziemy kolorowych zdjęć odwiedzanych miejsc, żadnych osławionych pięknych krajobrazów (nawet tych deszczowych), bo nie miało ich być - to nie przewodnik. Mamy jednak świadomość, że mogłyby być efektowne:
""[...] Widoki są tam tak imponujące, że największa niedorajda z aparatem fotograficznym nie jest w stanie zepsuć zdjęcia” - wyjaśnia Matthew na blogu"
Jest za to zamieszczonych kilka czarno-białych zdjęć poznanych osób. „81:1” ma opowiadać przede wszystkim o ludziach - o ich życiu, troskach, radościach i relacjach. A te ukazane są w momencie, kiedy styl życia drastycznie się zmienia. Obecnie jest może łatwiej, czasem nawet dostatnio, ale...
„- Wiesz, chłopcze, co jest największą ironią samotności? Że przeżywamy ją zbiorowo!”
Bo nawet, a może zwłaszcza tam, Internet zastąpił spotkania, wspólne besiady, radość z przebywania razem. Dlatego zamiast zdjęć turystycznych atrakcji autorzy przekazują nam realia życia - żeby pozostało świadectwo tego, co odchodzi i być świadkiem tego, co nadchodzi. Możliwie obiektywnie, co czasami wcale nie jest łatwe:
„Uciekam od wszelkich ocen. Na próżno szukać we mnie radykalnego antyglobalisty. Boję się słów „zły” i „dobry”. Powiem raczej – w Tórshavn następują właśnie przemiany cywilizacyjne. M. mówi, że wygra zło.”
Ewidentnie „Opowieści z Wysp Owczych” są literackim poszukiwaniem sposobu na reporterskie opisanie realiów, ale z możliwością przekazania chociaż cienia własnego zdania tam, gdzie sumienie nie pozwala przejść obojętnie:
„Tendencyjny reporter, pisząc o polowaniu na grindwale, zestawi trzy obrazki.”
Będą to prawdziwe obrazki, same w sobie dalekie od bezstronnego spojrzenia, ale to jedyny taki przypadek w książce. Jednak obiektywizm nie wyklucza dowolności stylu. Czasami autorzy dopasowują wręcz przekaz do spotkanych osób uwzględniając ich charakter, sposób bycia:
„Wy Johannesenowie, wyglądacie jakbyście przed chwilą zeszli z planu filmowego. [...] Właśnie dlatego napiszę o was w konwencji serialowego scenopisu.”
- dlatego jedna z opowieści przypomina scenariusz telenoweli. Bywa też humor realistyczno-sytuacyjno-groteskowy:
"I tak sobie beztrosko dyskutujemy, wali deszcz, strumienie spadają kaskadami z gór, jakby skalnym potworom nawaliły ślinianki”
Mimo ewidentnego braku ciągłej fabuły, zaskakujących zwrotów akcji, mimo lekkiego natłoku informacji, mnogości historii niepowiązanych ze sobą osób – mamy jednak opowieści do których nie sposób nie nabrać sympatii. Dostajemy to, czego nie zdobylibyśmy podczas krótkiej, turystycznej wizyty, coś czego żaden turystyczny przewodnik by nam nie dał (książkowy przewodnik), coś co moglibyśmy przeoczyć, albo wręcz nie zauważyć.
Amatorzy reporterskiej dociekliwości, mogą dodatkowo pokusić się o odszyfrowanie skrywanych sentymentów autorów na temat opisanego przez nich tematu rozwiązując zagadkę: dlaczego akurat opowiadanie „81:1” jest tytułowym dla całego reportażu? Odpowiedź wcale nie jest oczywista, jednoznaczna ani łatwa. Zapewne różna w zależności od czytelnika. Wskazująca na subiektywny wybór autorów spośród obiektywnych opowieści. A to było sprytne.