Jestem weteranem katolickich wojen o rączki na kołderce. Nie zliczę przeżytych rekolekcji i wykładów dla młodzieży o tym, że uciechy cielesne bez sakramentalnego "tak" to zgniłe wydmuszki imitujące prawdziwe szczęście, pełnych porównywania kobiet do zużytych przedmiotów i szantaży emocjonalnych. Prawdą jest jednak, że nie jestem już tak na bieżąco, stąd pomysł, by sięgnąć po przypadkiem znalezione "Męskie pokusy" i zobaczyć, co tam nowego wymyślono w tym temacie.
"Męskie pokusy" zaczynają się naprawdę paskudnie (to jest od autora przyznającego się lekkim tonem do wścibskiego zaglądania sąsiadom w okna i gapienia się na nagą sąsiadkę). Na całe szczęście dalej jest już lepiej: pozytywnie zaskakuje nacisk na szczerość, samokontrolę, przebaczanie sobie, życie w zgodzie z emocjami, porzuceniu wizerunku macho, nieobwinianie kobiet o własne żądze. Jest kilka trafnych uwag, sympatię budzi szczerość, która pozwala się przyznać do tego, że masturbacja to grzech powszechny, a nie wyjątkowa zgnilizna moralna dotykająca nielicznych. I w zasadzie tyle dobrego mogę powiedzieć. Książka jest w zasadzie dość nudna i niepoukładana: ni to poradnik, ni to zbiór pomysłów, ni to wspomnienia autora z własnej walki, w sumie to taka papierowa cheerleaderka ze słowami otuchy. Głównym tematem "Męskich pokus" jest masturbacja, toteż niepokojące jest wplatywanie w niego z zamazanymi granicami takich tematów, jak gwałt, pedofilia czy uzależnienia. Nie brakuje dziwnych historyjek z niezbyt trafnymi metaforami, suchych żartów, porad, które mogą rąbnąć rykoszetem (np. prowadzenie dziennika, w którym będzie się w najdrobniejszych szczegółach opisywać okoliczności, w których łapki powędrowały tam, gdzie nie trzeba) i cudacznych wniosków (np. stwierdzenia, że zaletą porzucenia masturbacji będzie zdobycie szacunku przyjaciół czy wyobrażanie sobie obejmującego cię Jezusa pomaga przy płakaniu).
Mój główny cel postawiony przy sięganiu po tę pozycję nie został osiągnięty, jako że okazało się, że wydane w 2016 roku przez dominikańskie wydawnictwo "Męskie pokusy" miały swoją premierę w 1997 (ten recykling książek sprzed prawie 20 lat też wiele mówi o podejściu środowiska do mówienia młodym o seksie). Siłą rzeczy pojawiają się urocze realia lat 90, takich jak zostawienie porno w rodzinnym odtwarzaczu DVD, rachunki za sekslinię czy zaczytywanie się najnowszym numerem "Playboya".
Jeżeli cytaty z Biblii cię nie wzruszają i szukasz lepszych argumentów przeciwko solowym doświadczeniom erotycznym, niż "nie na to Jezus umarł na krzyżu, żebyś teraz tryskał nasieniem poza waginą", to ta książka nie jest dla ciebie. Jeżeli masz problemy z masturbacją, nie możesz przeżyć dnia bez dotykania się mimo solennych obietnic - to ta książka też nie jest dla ciebie, idź do terapeuty. Jeżeli jesteś chrześcijańskim hetero nastolatkiem, dla którego grzeszność samogwałtu nie jest sprawą dyskusyjną i potrzebujesz wsparcia w wytrwaniu w czystości - to tak, "Męskie pokusy" mogą być niezłym motywatorem. Naprawdę wolę, żeby w bibliotekach szkół katolickich leżały tego typu pozycje, bo w tej tematyce nietrudno natknąć się na toksyczne szambo.
[Recenzja została po raz pierwszy (10.03.2019) opublikowana na LubimyCzytać pod pseudonimem Kazik.]