Po "Candy" sięgnęłam z czystej ciekawości. Chciałam się przekonać czy książka, która miała odkładaną premierę jest warta uwagi. No bo kiedy dzień wydania książki przypada na daną datę, to raczej wtedy ona się pojawia, prawda? Tu było nieco inaczej.
Już Wam mówię o co chodzi. Otóż, jestem w grupie na fb, gdzie właśnie administratorką jest Dominika Smoleń i tam dzieliła się ona z nami informacjami o tym, że a to druk się przesunął, a to coś się innego dzieje. Ostatecznie najpierw "Candy" pojawiła się jako ebook (również na Legimi, jeśli korzystacie), a dopiero po czasie w wersji papierowej. Mi przyszła do głowy myśl, że warto sprawdzić czy jest ona warta uwagi, skoro takie wokół niej zamieszanie, które w sumie nie było spowodowane sytuacją z naszą epidemią, pandemią, czy jak to inaczej nazwiemy.
W tej powieści poznajemy dwie osoby. Jedną z nich jest Maja, dziennikarka, której przyszło przeprowadzić wywiad z raperem, którego uwielbia. Jak to z takimi osobami jest, jest on kobieciarzem, choć podobno bardzo brakuje mu miłości, jest samotny, ale co noc ma inną kobietę w swoim łóżku. Myślicie, że takie historie się zdarzają? Tym razem na wywiadzie się kończy, ale tej parze przyszło się spotkać rok po ich pierwszym spotkaniu i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pojawia się uczucie i... inna dziewczyna.
To moje pierwsze spotkanie z twórczością tej Autorki, ale wiem już, że raczej ostatnie. Już mówię dlaczego. Główna bohaterka jest strasznie dziecinna, jej przemyślenia, problemy, decyzje, które podejmuje i ogólnie to, czym kieruje się w życiu są po prostu... no niedojrzałe. Przez to nie mogłam za żadne skarby się do niej przekonać, ale powiedziałam: ok, czasem taki bohater musi być, bo ma na celu pokazanie czegoś. Więc nie skreślając od razu dziewczyny, brnęłam dalej. Po drodze Kuba, który jest raperem, kobieciarzem nagle doznaje olśnienia i zaczyna chcieć tworzyć stały związek? Nuda! Kolejny raz ten sam motyw, jak w wielu powieściach. Ale za to, pojawia się druga dziewczyna właśnie w momencie kiedy zaczyna się rodzić swego rodzaju uczucie. Bo miłością to to ciężko nazwać. Ale czy dojdzie do happy endu, to już musicie przeczytać sami, jeśli macie ochotę na taką typową opowiastkę.
Moim głównym zarzutem jest to, że "Candy" objętościowo raczej nie powala, a jest w nią napchane wszystkiego aż nad to. Albo trzeba było te wątki rozwinąć, albo część pominąć. Czyta się szybciutko, jest to lekka książka, do przeczytania w jeden wieczór. Pod warunkiem, że nie zaczniecie się irytować jej treścią. I właśnie tutaj przy okazji chciałam zaznaczyć, że Autorka pisze przyjemnie, ma lekkie pióro i przez to czytelnik się dodatkowo nie męczy nad samą treścią.
Czy polecam? Niekoniecznie. Mam bardzo mieszane uczucia, bo jak dla mnie, ta książka jest napisana za szybko, powiedziałabym nawet, że przed samym deadline na oddanie do wydawnictwa czy prędzej, byleby skończyć. Jest zwyczajnie niedopracowana, choć nie pod względem poprawności, bo tu nie ma się do czego przyczepić.
Podsumowując, nie jest to powieść, którą trzeba umieścić na swojej liście must have. Powiedziałabym raczej, że w ręce czytelnika wpadnie przypadkiem, kupiona gdzieś na drogę, czy na plażę. Dla mnie to takie 4/10 gwiazdek.
Wydawnictwu Dlaczemu i samej Autorce serdecznie dziękuję za możliwość zapoznania się z tą książką.