Moja przygoda z tym konkretnym tytułem zaczęła się zupełnym przypadkiem. Słoneczny, niedzielny dzień i poranne przeglądanie internetu nim w ogóle zdołałam podnieść się z łóżka - to właśnie wtedy trafiłam na recenzję tej książki. Skuszona pozytywną opinią i niekoniecznie obszerną zawartością, dołożyłam wszelkich starań, by twór wpadł w moje ręce. I tak też się stało, dlatego dzisiaj zapraszam Was na zapoznanie się z moimi odczuciami dotyczącymi powieści Elisabeth Carpenter.
Jeżeli chodzi o fabuły skupiające się wokół postaci matki, osobiście darzę je sporą sympatią i odczuwam względem nich swego rodzaju sentyment. Ten motyw przewijał się w moich studenckich pracach niemal przez cały okres trwania mojej nauki na uniwersytecie. Niewątpliwie jedną z tych najbardziej zapadających w pamięć powieści była "Pianistka'' od Elfriede Jelinek, gdzie relacja córki z matką przybiera niemal toksyczną, wyniszczającą każdą ze stron formę. Potem były tytuły nieco lżejsze, jak chociażby te z mojej pracy licencjackiej - jeżeli interesuje Was literatura kobieca i ewidentnie negatywny obraz matki w życiu młodej kobiety, to serdecznie polecam zapoznanie się z gatunkiem typu Chick-Lit.
Moje nastawienie względem powieści Carpenter było dość różnorodne. Autorka przedstawia historię Eriki, która przez wiele lat była narażona na wiele nieprzyjemności ze strony sąsiadów od dnia, w którym jej jedyny syn został skazany za morderstwo na młodej dziewczynie. Craig najlepsze lata swojego życia spędził w więziennej celi, zaś jego matka z uporem wierzyła w jego niewinność i dzielnie znosiła liczne szyderstwa oraz obelgi, które padały pod jej adresem. Wyjście mężczyzny na wolność budzi wśród okolicznych mieszkańców same negatywne emocje. Wszyscy boją się, że historia zatoczy koło. I wcale się nie mylą - niedługo po opuszczeniu przez Craig'a aresztu, znika kolejna młoda dziewczyna. Erika, choć wierzy przede wszystkim synowi, również zaczyna dostrzegać jego dziwne zachowanie, zaś dodatkowy zamęt wprowadza do ich życia pewien dociekliwy dziennikarz, który za wszelką cenę próbuje zapobiec kolejnej tragedii i jednocześnie rozwikłać zagadki przeszłości.
Fabuła rozwija się raczej powoli. Nie znajdziecie tu wartkiej, szybkiej akcji, dzięki której zagadka jest rozwiązana już w połowie książki. O ile jednak Carpenter udało zbudować się jako takie napięcie, to jednak wydarzenia nie są skomplikowane na tyle, by wprawiony i uważny czytelnik nie domyślił się zakończenia. To jest banalne, raczej przewidywalne, w jakimś stopniu powtarzające znany już schemat. Ciekawym zabiegiem jest niewątpliwie podział perspektyw, który lawiruje między Eriką oraz wspomnianym już dziennikarzem. Osobiście jestem jednak zdania, że wplatanie do fabuły jego prywatnego wątku było niepotrzebne - choć Luke budzi sympatię, to historia jego małżeństwa nie była interesująca na tyle, by poświęcić jej czas.
Dużo większe wrażenie zrobiły na mnie elementy takie jak skonstruowanie historii, procesu przemiany i całego portretu psychologicznego Eriki. Niewątpliwie to właśnie ona jest najciekawszą bohaterką i cieszę się, że to właśnie ona grała w powieści pierwsze skrzypce. Pokazanie jej własnego życia (również tego - lub może przede wszystkim - z młodzieńczych lat) pozwoliło na dogłębne przeanalizowanie oraz zrozumienie podejmowanych przez nią kroków w procesie walki o udowodnienie niewinności własnego dziecka. Na miłość do syna nie wpłynęły ani wieloletnia rozłąka, ani liczne podejrzenia, obelgi i szyderstwa, co w świetny sposób pokazało siłę matczynego uczucia do dziecka - w szczególności tego jedynego i to w momencie, gdy nawet ona zaczyna dostrzegać, jak wiele zmian zaszło w chłopaku przez te wszystkie lata; jak z niewinnego, łagodnego, szykanowanego przez rówieśników chłopca stał się tajemniczym, odrobinę dziwacznym mężczyzną, którego motywy i zachowania nie zawsze są jasne oraz zrozumiałe. To właśnie te elementy miały znaczący wpływ na próbę, na jaką została wystawiona Erika względem relacji z dzieckiem.
Sam Craig nie obudził we mnie żadnych uczuć; ani pozytywnych, ani negatywnych. W gruncie rzeczy pozostawał dla mnie postacią obojętną i wiem, że gdyby jego losy zostały poprowadzone inaczej, to nie zrobiłoby to na mnie żadnego wrażenia. Szczęśliwy, zdradzony, przygnębiony, niebezpieczny, na wolności czy w zamknięciu - cokolwiek by się z nim nie działo, nie wykazał się niczym, co sprawiłoby, że spojrzałabym na niego inaczej niż ze znużeniem. W momencie, gdy jego matka - zastraszona i znerwicowana - martwiła się o jego przyszłość, on sam spotykał się ze znajomymi, kobietami, odwiedzał bary oraz różne tajemnicze miejsca, w domu nie bywał prawie wcale, a jeżeli już to zachowywał się dziwnie. W ani jednej chwili nie zachowywał się jak ktoś, kto właśnie opuścił więzienne mury po kilku latach odsiadki. Raczej jak osoba, która wróciła z naprawdę długich wczasów, po których musi na nowo przyzwyczaić się do szarej rzeczywistości. Sądziłam, że jego postać będzie mieć większy wpływ na fabularne wydarzenia. Niestety - bardzo się rozczarowałam. Był raczej bierną ofiarą kolejnych zdarzeń niż ich aktywnym uczestnikiem, który dzięki kilku podjętym decyzjom mógłby zmienić nie tylko los swój, ale i innych bohaterów.
Całokształt nie był porywający. W niektórych momentach wręcz nudny. Powieść to raczej odskocznia od innych książek niż coś, czemu należałoby poświęcić więcej czasu i co sprowokowałoby nas do głębszej analizy. Jeżeli lubicie takie wolno rozwijające się historie z zakończeniem, którego można się bardzo szybko domyślić, to niewątpliwie będziecie usatysfakcjonowani. Jeżeli jednak preferujecie szybszą akcję, ciekawe kreacje więcej niż jednego bohatera i zagadkę, przy której trzeba się wysilić, to Elisabeth Carpenter Wam tego nie zagwarantuje. Osobiście do tej pozycji już nie powrócę, ponieważ w zestawieniu z przeczytaną przeze mnie pozytywną opinią - była dla mnie raczej gorzkim rozczarowaniem.