Nicole Nwosu wychowała się w Toronto w Kanadzie. Swoje pierwsze opowieści zaczęła publikować na Wattpadzie jako czternastolatka. W 2015 roku zdobyła nagrodę Watty „Cover-to-Cover”. Obecnie studiuje na Western University. Uwielbia czytać książki, pisać książki i oglądać dobre programy w telewizji.*
Macy Anderson ma siedemnaście lat i jasno określony plan na życie. Chce otrzymać stypendium, aby móc pójść na studia. Ciężka sytuacja rodzinna nie pozwala jej w pełni opłacić czesnego, a na studia bardzo chce się dostać. Mało tego, Macy pragnie dostać się również do drużyny uniwersyteckiej. Ma na to duże szanse, bo jest świetna w grę w piłkę nożną. Ciężko trenuje, spędza prawie cały swój wolny czas na boisku. Przez swoją nietypową pasję, a także przez to, że nie ubiera i nie zachowuje się jak inne dziewczyny, nazywana jest przez rówieśniczki chłopczycą. Macy to zbytnio nie obchodzi, robi swoje, do tego ma paczkę świetnych kumpli, z którymi doskonale się rozumie. Coś się zmienia, kiedy na drodze nastolatki staje charyzmatyczny, irytujący Sam, do którego niemalże od razu po pojawieniu się w szkole przylgnęła opinia bad boya. Chociaż niechętna romansom, randkom czy związkom, Macy wkrótce ulega urokowi Sama. A niedługo później staje przed najtrudniejszą decyzją swojego życia. Czy Macy uda się zrealizować życiowy cel? Czy postawi wszystko na jedną kartę?
„Bad boy i chłopczyca” to całkiem zgrabnie opisany wycinek z życia współczesnych, wchodzących w dorosłe życie, kanadyjskich nastolatków. To ciepła, interesująca i sympatyczna historia, w której znajdziemy nie tylko nastoletnią miłość, ale też pasję, marzenia i plany. Czyli właściwie wszystko to, co staje się udziałem młodych ludzi. A także, niestety nieco po macoszemu potraktowane, problemy cięższego kalibru, takie jak stygmatyzacja, rasizm, homoseksualizm, przeżywanie straty, rozwód rodziców czy odrzucenie przez rówieśników. Tak zwany proces naznaczania społecznego, czyli inaczej przypinanie etykietek, szufladkowanie jest wiodącym tematem powieści, który widać już nawet w tytule, a także w haśle przewodnim, widocznym na froncie okładki: „Nie daj się zamknąć w żadnej szufladce!” Nie zagłębiając się za bardzo w lekturę, od razu wiadomo, o czym ta powieść będzie. I nie ma w tym oczywiście nic złego. A właściwie nie byłoby, gdyby autorka skupiła się tylko na tym przewodnim temacie, a nie próbowała ciągnąć kilku srok za ogon. Powieść jest wielowątkowa, wątki mieszają się ze sobą, zdarza się, że nie są dokończone, a pojawiają się kolejne. Jest też w książce mnóstwo postaci, imion, zdrobnień, przez co książka jest mało czytelna. Na samym początku panuje tu taki chaos, że trzeba się porządnie skupić, aby się odnaleźć w tym gąszczu informacji.
Kiedy jednak przebrnie się przez ten nieuporządkowany początek, jest znacznie lepiej i można zacząć cieszyć się lekturą. Tym, co mi się w książce spodobało, oprócz zwrócenia uwagi na fakt, że szufladkowanie może bardzo skrzywdzić i poniżyć drugiego człowieka, jest fakt posiadania przez główną bohaterkę nietypowej dla kobiety pasji. Znam dziewczynę, która również uprawia ten sport, dlatego dla mnie nie jest to aż tak bardzo nowe, jednak w literaturze takie połączenie nie jest zbyt często spotykane. Fajnie zostały opisane zmagania Macy, a także jej dążenie do realizacji swoich celów. Imponujący jest fakt, że tak młoda osoba ma już dość sprecyzowane oczekiwania co do swojej przyszłości i jasny plan na życie. Jej zaangażowanie w uprawianą dyscyplinę sportową również robi wrażenie. Dziewczyna jest poukładana, wie, czego chce, nie przejmuje się zbytnio rówieśniczkami, do których zwyczajnie nie pasuje. Koleguje się z chłopakami, bo to z nimi doskonale się rozumie i nie zajmuje się głupotami, a powoli przybliża się do realizacji celu. Jest lubiana w towarzystwie, przebojowa, wygadana. Macy wydaje się inspirującą postacią, szczególnie dla młodych ludzi, którzy wciąż szukają swojej drogi w życiu. Do czasu, kiedy poznaje Sama. Wtedy zaczyna dziać się z nią coś dziwnego. Jakby ktoś jej klepki w głowie poprzestawiał. W sumie nie jest trudno domyślić się, co spowodowało tę sytuację, bo właśnie wtedy wkracza na scenę pierwsze zauroczenie, pierwsza miłość i wreszcie trudne wybory. Dziewczynie zaczyna się mieszać w głowie. I nawet w tym nie ma nic dziwnego, bo niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie przechodził przez podobny stan. Ciężko jednak zrozumieć ilość absurdalnych sytuacji, jakie są wynikiem tego stanu. Naciągane dramy, spiny praktycznie bez powodu i jakieś groteskowe akcje, przez które coraz szerzej otwierają się czytelnikowi oczy.
Jak już wspomniałam, po naprawdę ciężkim początku, lektura jest dużo lepiej przyswajalna. Jest zabawna, sporo mówi też o przyjaźni, o mierzeniu się z własną przeszłością i o tym, że zawsze warto szukać prawdy, a nie opierać się na czyichś osądach, które zresztą często biorą swój początek w plotkach. Kuleje jednak warsztat autorki i to niestety w tej pozycji widać. Sztywne, nienaturalne dialogi, zbędne opisy, czy liczne powtórzenia nie ułatwiają lektury. Autorka jest jednak bardzo młoda, dlatego akurat na ten aspekt starałam się podczas oceny książki przymknąć oko.
„Bad boy i chłopczyca” to książka o chwytliwym tytule i nieco niewykorzystanym potencjale. Autorka miała fajny pomysł na fabułę i można było z niego wyciągnąć dużo więcej. Ale nawet przy tak ogranym pomyśle czytelnik może wyciągnąć coś dla siebie, szczególnie młody czytelnik, bo do młodzieży ta książka jest skierowana. Sądzę, że osobom mniej zaawansowanym wiekiem książka spodoba się bardziej, bo zwrócą uwagę na to, co dla tego wieku najistotniejsze. Ja się bawiłam przy książce całkiem dobrze i mogę ją polecić, jednak najlepiej zrobicie, sprawdzając ją sami i wyciągając własne wnioski.