To nie jest "Cała prawda o miłości", to nawet nie jest prawda o miłości, tak właściwie. A przynajmniej nie dla mnie. Niezwykle rzadko zdarza mi się trafić na książkę, której tytuł byłby średnio adekwatny do treści. Dla mnie powieść Clare Pooley była owszem "Całą prawdą...", ale nie o miłości, a o nas samych. Naturalnie miłość jest jednym z aspektów, ale żeby od razu taki tytuł? Nie, nie. Nie dla mnie.
Jak Wy byście się zachowali widząc pozostawiony na stoliku zeszyt, podpisany intrygująco: Projekt Autentyczność (swoją drogą tak właśnie brzmi tytuł anglojęzyczny ;))?
"Historia pewnego zeszytu, który połączy sześciorga nieznajomych ludzi i odmieni ich życie"
***
Książka podzielona jest na rozdziały przyporządkowane konkretnej osobie i choć narracja toczy się w trzeciej osobie, to właśnie postać, której dedykowano rozdział jest jego głównym bohaterem. Na początku zapoznajemy się z Monicą, właścicielką niewielkiej, lecz niezwykle przytulnej kawiarni, w której Julian Jessop zostawił zielony zeszyt z tajemniczym projektem. Poznajemy także pewnego mężczyznę - Timothiego Hazarda Forda, który po tym pierwszym spotkaniu zdaje się być czarną owcą tej historii.
Ale wiecie co? Ta powieść tak naprawdę nie ma czarnej owcy. Każdy z bohaterów ma swoje wady, ale i swoją drugą , pozytywną stronę. Każdy z nich boryka się ze swoimi demonami, co nie zawsze widać gołym okiem. W tej powieści pozory mogą mylić.
***
Naprawdę dawno nie czytałam tak ciepłej powieści. Autentycznie! Choć autorka porusza bolesne tematy, a bohaterowie jej historii wiele przeszli, chociaż czasem wzruszenie ściska gardło, chociaż pojawiają się momenty, które odmieniają opowieść (i to w najmniej spodziewanym momencie) o sto osiemdziesiąt stopni i postrzeganie postaci, których zdążyło się polubić, którym się współczuło to "Cała prawda o miłości" wprost emanuje ciepłem. Ciepłem, przyjaźnią i wybaczeniem.
Postaci są bardzo dopracowane, każda inna, ale pomimo różnic ta grupka świetnie odnajduje wspólny język, a w imię pomocy przyjacielowi w potrzebie gotowa jest chwilowo zapomnieć o wzajemnych zarzutach (bo to nie jest tak, że wzajemnie spijają sobie z dzióbków, jest i dramatycznie i romantycznie, radośnie i smutno, jak to w życiu). Przekrój wiekowy bohaterów jest bardzo różny: mamy osiemdziesięcioletniego Juliana, mamy i młodą mamę Alice. Mamy postaci, które najchętniej by się nie wychylały ze swojej codzienności, ale i mamy barwnego ptaka jakim jest pan Jessop, mamy osobę, która wszystko musi mieć zaplanowane i taką, która żyje chwilą.
Postacie Moniki, Hazarda i Juliana są w tej historii najważniejsze i przyznam się, że o nich najlepiej mi się czytało. Nie mogłam się przekonać do postaci Alice, za to najbardziej pozytywną postacią był dla mnie Riley. Ten chłopak już samym pojawieniem się wywołuje uśmiech na twarzy. Jego styl życia może wydawać się trochę nie do przyjęcia, tym bardziej jeśli jesteśmy poukładani i musimy mieć wszystko zaplanowane. Riley udowadnia, że życie chwilą (od czasu do czasu) nie jest takie złe.
***
Znajdziecie tu wątki takie jak radzenie sobie z odejściem bliskiej osoby, depresji (także tej poporodowej i tego jak różne może mieć ona oblicza), homoseksualizm , uzależnień i różnic kulturowych. A wszystko to zgrabnie i umiejętnie połączone, splecione, uwypuklone w odpowiednich momentach i w żadnym razie nie przesadzone, w żadnych aspekcie.
***
Zakończenie mnie nie zaskoczyło, ale chyba nie miało zaskakiwać. Miało być po prostu końcem jednej historii i początkiem kolejnej. Jednocześnie zamknięte i otwarte. Otwarte, bo stwarza możliwości do ponownego spotkania z bohaterami, ale i poznanie nowych; zamknięte, bo przecież nie można po prostu wyrzucić zielonego zeszytu Juliana na śmietnik, może dalej spełniać swoje zadanie, a w domyśle czytelnika pozostaje co mogłoby wydarzyć sie dalej. Jakie dla Was jest zakończenie? Odpowiedź na to pytanie musicie znaleźć w sobie sami.
***
"Cała prawda o miłości" Clare Pooley to powieść o udawaniu, o strachu przed byciem sobą, o przyjaźni i miłości, którą można znaleźć całkiem niespodziewanie, o naszych wadach, walkach z wewnętrznymi demonami, o radości życia, zaczynaniu od nowa i dawaniu drugich szans. To przepiękna, niesamowicie ciepła historia o zwyczajnych ludziach i pokazywaniu, że dobro, które dajemy innym do nas wraca.
Zakochałam się w tej powieści. Naprawdę. I gorąco Wam ją polecam.