„Ogień nieskończony” autorstwa Rebecci Ross to kontynuacja „Rzeki zaklętej”, a zarazem ostatni tom dylogii „ Żywioły Candence”. Do tej pory pamiętam, jak dobre wrażenie wywarło na mnie zakończenie pierwszego tomu - nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak z wielką niecierpliwością wyczekiwałam momentu, w którym będzie mi dane zapoznać się z finałem historii Adairy oraz Jacka.
Na wyspie Cadence, dwieście lat temu podzielonej przekleństwem krwi na dwie części, dzieje się coraz gorzej. Panująca do tej pory chwiejna równowaga wydaje się ulotna niczym wiatr.
Pogrążony w rozpaczy Jack Tamerlaine, bard Wschodu, tęskni za ukochaną Adairą i nie znajduje pocieszenia ani w muzyce, ani w rodzinie. Jego przyszłość jest niepewna, zwłaszcza że Bane, okrutny król północnego wiatru postanawia pozbyć się go z wyspy.
Adaira, którą na Zachodzie wszyscy nazywają Corą, mieszka ze swoją „nową” matką i bratem w Kirston. Dziewczyna, rozdarta między przeszłością a przyszłością, między miłością a powinnością, nie potrafi odnaleźć się w klanie Breccan.
Równie skłócone jak ludzie są duchy żywiołów. Kiedy pozostałe buntują się przeciwko Bane’owi, ten zsyła klątwę na wyspę. Na Wschodzie ziemia i ludzie zaczynają chorować, na Zachodzie brakuje żywności, a przemoc jest na porządku dziennym. Cadence pogrąża się w chaosie…
Osoby odpowiedzialne za oprawę graficzną tej pozycji wykonały kawał dobrej roboty - te złote zdobienia oraz płatki kwiatów (w pierwszym tomie), czy płomienie ognia (tom drugi) są po prostu cudowne.
Skoro zachwalanie okładki mamy za sobą, czas na ocenę fabuły. Przed naszymi bohaterami wiele wyzwań, jednak czy wyjdą z nich cało? No chyba sobie żartujecie, że odpowiem Wam na to pytanie ;) Powiem Wam tylko tyle - zakończenie tej dylogii to wisienka na torcie. Ilość emocji oraz zwrotów akcji jest godna podziwu, dla takich finałów uwielbiam zarywać nockę dla konkretnej książki.
„Ogień nieskończony” należy do tych lektur, w których panuje niezapomniany klimat - w tej historii znajdziecie nie tylko tajemniczą wyspę Cadence, zamieszkałej przez dwa skłócone ze sobą klany, ale również znajdziecie tutaj fragmenty odnoszące się do mitologii szkockiej. Pomysł z żywiołami był strzałem w dziesiątkę, a sam pomysł by pomocne żywioły stały się wrogami - cudo.
Pamiętacie, jak w pierwszym tomie narzekałam na chemię pomiędzy bohaterami? Może i w tym tomie Rebecca Ross również odłożyła na drugi plan ich uczucia, to jednak mając za sobą obie części, śmiem przyznać, że uczucie pomiędzy bohaterami zostało przedstawione tak delikatnie, było niczym melodia, do której będę chciała wracać dość często.
Czy książkę polecam? „Ogień nieskończony” jak i „Rzeka zaklęta” jest miodem dla moich oczu - straciłam dla tej historii głowę. Autorka bardzo dobrze poradziła sobie ze stworzeniem historii pełnej magii oraz tajemnic, które razem stanowią idealną całość, od której nie sposób jest się oderwać. Może i w niektórych momentach fabuła tej historii była aż nadto powolna, jednak uwierzcie mi, autorka doskonale wiedziała, co robi w takcie tworzenia tej niezwykłej powieści.