Porywająca opowieść o oszałamiających młodzieńcach, przepięknych sukniach, pewnej zwyczajnej dziewczynie… i Jane Austen!
Jane Austen to specyficzna autorka. Jej twórczość ma wielu fanów, ale i wielu przeciwników. Jedni twierdzą, że jej powieści, to genialne portrety angielskiej klasy wyższej XIX wieku, inni zaś mają je za banalne romanse. Ja osobiście stoję gdzieś pośrodku. Bardzo lubię Dumę i uprzedzenie, Rozważną i romantyczną, natomiast do dzisiejszego dnia nie mogę przebrnąć przez Opactwo Northanger. U J. Austin cenię sobie przede wszystkim jej dar obserwacji. Uwielbiam czytać o życiu ludzi żyjących w tamtych czasach, o tych wszystkich muślinach, bryczesach, pularesach, poszukiwaniach męża, szkołach z internatem, proszonych herbatkach i balach. Dzięki talentowi Austin nie trzeba się zbytnio wysilać, aby przenieść się oczami wyobraźni na salę balową i czekać z przejęciem na taniec z wymarzonym kawalerem.
Kiedy dowiedziałam się, że Cora Harrison napisałam książkę o młodości Jane Austin postanowiłam niezwłocznie ją przeczytać. Miałam nadzieję, że znajdę w niej jakieś szczegóły dotyczące początków kariery pisarskiej Austin. Nie zawiodłam się.
W dodatku od autorki czytamy, że bardzo wiele wiemy o dorosłym życiu Jane Austin, natomiast o jej latach młodzieńczych zachowały się tylko strzępkowe informacje, dlatego pani Harrison musiała posłużyć się wyobraźnią, aby móc sportretować pisarkę w jej młodzieńczych czasach. Książka napisana jest w formie pamiętnika, który prowadzi kuzynka Jane, Jenny (w rzeczywistości Jane Cooper). Mieszkała ona przez jakiś czas z rodziną Austinów, w Steventon i bardzo przyjaźniła się z Jane.
Historię tych dwóch panienek poznajemy od roku 1792, kiedy to obydwie mieszkają jeszcze w szkole z internatem w Southampton. Jane jest bardzo chora, a nieśmiała dotąd Jenny decyduje się na nie lada wyczyn i po północy wymyka się z internatu, aby zanieść na pocztę list do mamy Jane. Oczywiście w tamtych czasach Jenny swoim czynem ryzykowała całkowite zszarganie reputacji i tym samym zrujnowanie sobie życia. Po drodze spotyka kapitana Thomasa Williamsa (rzeczywisty mąż Jenny), który pomaga jej dostać się na pocztę, a potem odprowadza dziewczynę pod same drzwi internatu. Oburzona traktowaniem uczennic Pani Austen zabiera obydwie dziewczynki do domu w Steventon i postanawia, że od dziś będą się uczyć w domu, gdyż Pan Austin jest pastorem i prowadzi szkołę dla chłopców. Odtąd mamy sposobność poznawania licznej rodziny Austinów (Jane Austen miała sześciu braci i jedną siostrę), ich życia codziennego, wyjazdów na bale przeplatanych westchnieniami dziewcząt do młodych kandydatów na mężów. Oczywiście mamy taką możliwość tylko przez skrupulatne wpisy Jenny do pamiętnika. Czytając książkę odnosimy wrażenie, że rzeczywiście trzymamy w rękach pamiętnik. Biała okładka, na której widnieją delikatne różowe kwiaty i ptaszki z kopertami, wprost idealnie pasuje do tego gatunku. W tekst wplecione są liczne portrety Jenny Cooper, która w rzeczywistości była utalentowaną rysowniczką, a także fragmenty przyszłej twórczości Jane Austen, w postaci małych karteczek wklejanych regularnie do pamiętnika Jenny.
Autorka wykorzystała bardzo wiele prawdziwych faktów z życia rodziny Austinów i ich przyjaciół. Głównie dzięki bogatej korespondencji mogła stworzyć charaktery pani Austen i kuzynki Elizy. Nie zachowały się jednak żadne listy pisane przez Jenny (Jane Cooper) i pani Harrison miała pole do popisu tworząc tę postać. Uważam, że wyszło jej to bardzo dobrze. Jenny bowiem wydaje się być autentyczna, w tym co mówi, robi i pisze. Także cała powieść, mimo iż została napisana współcześnie, nie jest sztuczna. Wydaje mi się, że autorka z dużą dokładnością zadbała o detale, aby stylizacją dorównać XIX wiecznej rzeczywistości. Szczegóły dotyczące sukienek, odzienia męskiego, opisu bali oraz sam język, przywodzi na myśl powieści samej J. Austen. Zresztą sama autorka przyznaje, że podczas pisania książki, wyobraźnię pobudzały przeczytane wcześniej powieści Austin i jej bohaterowie. Jacy? Nie będę zdradzać. Mnie udało się zidentyfikować dwóch:)
Książkę czyta się bardzo przyjemnie i szybko (przyznam, że zaczęłam z zamiarem rzucenia okiem na treść, a skończyłam na sto pięćdziesiątej stronie i to tylko dlatego, że musiałam już iść spać). Wydaje mi się, że to nie lada gratka dla prawdziwych fanów Jane Austin, ale i dla osób, które nie znają jej powieści, może stać się zachętą do sięgnięcia po nie. Polecam!