"Nikt mnie już nie znajdzie, myślę. Nikt. Nie znają nawet mojego imienia"
Dokładnie tak jest, przez całą książkę nie dowiadujemy się, jak Bura ma na imię. Jest Burą dla wszystkich, ojca, matki, siostry, kuzyna, terapeuty itd. Ale dlaczego akurat Bura, czy z racji włosów szaroburych i cieniutkich jak mysie ogonki. Które czynią ją ledwie zauważalną dla niektórych, a dla innych niewidoczną wcale.?
Czy może z racji tego, że jest jak suchy zimny wiatr schodzący z gór, który "gwarantuje" zmianę aury, załamanie się pogody i ulewne deszcze powodujące powodzie? A te zaś, wypłukując cmentarze, przynoszą zmarłych w progi ich rodzinnych domów...
Właśnie w czas szalejącej burzy spotykamy Burą po raz pierwszy, kiedy zmierza w kierunku rodzinnych stron. Do domu siostry i szwagra, bo przecież rodzinnego domu już właściwie nie ma. Zmoknięta, zmarznięta, brudna, pobita, z ogoloną głową i strupami niewiadomego pochodzenia.
Również, to z jej chaotycznych, rozedrganych, a jednocześnie dziwnie spójnych i zrozumiałych, strzępków wspomnień, przemyśleń i opowieści czytelnik dowiaduje się, skąd znalazła się na tej wiejskiej drodze i w jaki sposób doszło do tego, że wygląda tak, a nie inaczej. Bo Bura w zasadzie jest "normalna". Nawet jakiś czas studiuje matematykę, w Krakowie, pomieszkując kątem u kuzyna doktora i jego rodziny.
Jednak czyż, normalność Burej nie kończy się wtedy kiedy kuzyn Darek, codziennie wpycha swoje palce głęboko w usta dziewczyny, szperając w nich jak w kieszeni swoich portek, czy aby nie oszukuje i rzeczywiście połknęła właściwą dawkę litu i innych leków, jaką zaordynował jej psychiatra?. Palce Darka, wypychają Burej policzki, sprawdzają pod językiem i zaglądają w gardło, żadna zabłąkana piguła przed nimi się nie ukryje.
Czy więc Bura jest "nienormalna", czy tylko nadwrażliwa? Czy ojciec miał rację, wybijając dziewczynce z głowy fanaberie pasem, w dzieciństwie, czy ma ją terapeuta, do którego jakiś czas chodzi dziewczyna, mieszkając w Krakowie, który twierdzi, że Bura ma kłopoty, jak każdy, ale nie powinna izolować się od ludzi?
To trudna książka, ale po serii "Archipelagi", niczego prostego i cukierkowatego się nie spodziewałam. Nie każdemu podoba się ta seria, bo prezentowane w niej pozycje, to łatwych nie należą, ani nawet do przyjemnych. Raczej są dołujące i przygnębiające. Taka właśnie jest "Bura i szał", trzeba uważnie czytać. Zaglądamy wszak do umysłu nadwrażliwej osoby, w dodatku otumanionej przez psychotropy, trudno się dziwić, że widzi ona świat i "kleksy" z testu Rorschacha, w taki, a nie inny sposób.
Jest takie powiedzenie "Każdy sądzi według siebie". Właśnie ono mi przyszło na myśl, kiedy w pewnym momencie, Bura konstatuje.
"Skrzywienie każe mi oceniać ludzi po zawartości ich apteczek. Wystarczy, że spojrzę, a wiem, kto jest samotny, niekochany, gruby i stary".
i jeszcze bardziej dosadnie i ironicznie
"Prawie dziesięć lat od początku terapii, niemal żadnych zmian w schemacie leczenia, zmieniają się pudełka w zależności od tego, kto lepiej płaci"
Jednak Bura ma też i poczucie humoru, wprawdzie, specyficzne, ale jednak. Komentując zachowanie małej Ani mówi:
"Każdy ma takie dziecko, jakie sobie znalazł w kapuście" 😉
Zachęcam więc do zawarcia znajomości z Burą, bo to bardzo ciekawa i inteligentna osobowość. Jednak nie tych zachęcam, którzy liczyliby na dobrą zabawę, czy landrynkową, cieplutką, jak bamboszki od babci, historyjkę, przy której można się ogrzać jak przy kominku.
Ta historia jest czarna jak dno piekła, z tajemnicą, która nie daje normalnie żyć. Brzydka i opowiedziana bez ozdobników, bez wygładzania. Jednak moim zdaniem warta przeczytania. Bowiem, nikt z nas nie wie, jak silna jest jego psychika i ile mrocznych tajemnic może znieść, zanim się rozpadnie na kawałki.