Lubię poznawać twórczość nowych Autorów. Przypomina mi się wtedy dzieciństwo i ten moment, gdy rozentuzjazmowany zrywałem opakowanie z Kinder Niespodzianki, by następnie otworzyć czekoladowe jajo, w którym było drugie - plastikowe - skrywające skarb, albo totalne badziewie. Podobne uczucia towarzyszą mi podczas lektur powieści Pisarzy, których nie znam. Niekoniecznie muszą to być debiutanci, ale w tym przypadku właśnie z debiutem mamy do czynienia. Chociaż czy na pewno? Wprawdzie serwis LubimyCzytać.pl o tym milczy, ale na skrzydełku książki możemy przeczytać, że Michał Wierzba jest Autorem powieści poetyckiej Ostatni taniec szamana. W googlach też "nie znajo" tego tytułu, więc może to była twórczość do szuflady? Zresztą nieważne, zostawmy to i skupmy się na Złym pasterzu - kryminale, który wnosi trochę świeżości do tego gatunku.
Janek Bogucki, to główny bohater Złego pasterza i facet, który po dziesięciu latach emigracji właśnie wraca do Polski. Ma zostać jednym z redaktorów nowo powstałego poznańskiego radia, ale najpierw zahacza o osadę Ludwikowo, w której studenci archeologii grzebią w ziemi. Jedną z tych grzebiących jest Kasia - siostra Janka. Rodzeństwo nie widziało się od jakiegoś czasu, więc sami rozumiecie, że Jan już się trochę stęsknił. Z tym, że nie dane mu będzie spotkać się z młodszą siostrzyczką, ponieważ ta zaginęła. Razem z nią zniknął także Justyn, jej kolega z grupy, który kilka dni wcześniej, podczas wykopalisk, natknął się na ludzkie szczątki. Te nie do końca pasowały do okresu, który badali. Policja rozpoczyna śledztwo, ale Janek również nie siedzi bezczynnie. Wkrótce pomocy w jego prywatnym dochodzeniu/ udzieli mu nieoczekiwany sojusznik...
Michał Wierzba stworzył naprawdę brutalną, mocną i mroczną rzecz, która momentami szokuje i trzyma w napięciu. Zły pasterz, to opowieść o stracie, poszukiwaniu sprawiedliwości, ale i zemsty, to historia tego, jak jeden człowiek, może trzymać za mordę wielu i jak źle pojmowana wiara może prowokować do robienia złych rzeczy.
Zły pasterz, to niemała cegła, ale całkiem przyzwoicie napisana, z ciekawym głównym bohaterem, który nie tylko ma coś ciekawego do powiedzenia, ale posiada także własną historię wypełnioną wybojami i koleinami. W pewnym momencie Janek - nasz bohater, łączy siły z emerytowanym gliną Horstem i obaj panowie tworzą osobliwy, a przez co ciekawy duet, jakiego dawno nie miał polski kryminał.
No dobra, skoro pochwaliłem, to teraz wypada napisać, co mi tu przeszkadzało. Zły pasterz, to ponad sześciuset stronicowa cegła, ale ilość stron zupełnie mi nie przeszkadza, najlepsze książki jakie czytałem, były cegłami i to o rozmiarach znacznie większych niż ta. Weźmy chociaż Terror Dana Simonnsa, To czy Pod kopułą Kinga, albo Nocny film Marishy Pessl. Uwielbiam te powieści, a są to historie mocno rozbudowane. Tylko, że tam obecność każdej sceny wydaje się być uzasadniona i zdecydowanie na swoim miejscu. Według mnie Michał Wierzba popełnił największy i najczęstszy grzech nowicjusza - chciał nam opowiedzieć za dużo i przedobrzył. Zły pasterz, to powieść, która długo się rozkręca. Właściwie cała pierwsza - licząca niespełna sto stron - część, to zbiór mało istotnych, zbyt długich scen. W kolejnych częściach, akcja przyspiesza, chociaż cały czas nie ma tego charakterystycznego rytmu, jakim może poszczycić się chociażby Ryszard Ćwirlej, u którego każda scena przybliża nas rozwiązania zagadki, a wszelkie opisy ogranicza do niezbędnego minimum. Debiutantowi można to jednak wybaczyć, chociaż gdyby redaktorka się bardziej postarała... Ok, w porządku, nie ma co gdybać.
Zły pasterz mimo swoich minusów, to wciąż dobra powieść, w której znajdziecie porządnie napisanych bohaterów i ciekawą historię z sektą, rytualnymi mordami, gangiem motocyklowym i narkotykami w tle. Lektura, owszem, sporych rozmiarów, ale w sumie co ciekawszego macie do roboty w letnie popołudnia?
© by MROCZNE STRONY | 2022