Odkąd prowadzę bloga sporo czytałam o przynajmniej tych dwu sztandarowych książkach Bruno Schulza, jakimi są : "Sklepy cynamonowe" i "Sanatorium pod klepsydrą", aleich Autor nadal był mi zupełnie nie znany/ do liceum chodziłam w latach 60-tych, nie studiowałam polonistyki ani literaturoznawstwa więc chyba jestem jakoś wytłumaczona/. Toteż, gdy zobaczyłam książkę Wiesława Budzyńskiego - zaintrygowana nią - zdecydowałam się dołączyć ją do innych nabywanych książek. I w ten sposób za mizerne, chyba, 5 zł stałam się posiadaczką, jak się okazało nie tylko dobrze i estetycznie wydanej, ale przede wszystkim doskonale, bo rzetelnie i błyskotliwie napisanej, i przynajmniej dla mnie odkrywczej biografii mistrza z Drohobycza na Kresach - dzisiaj Ukraina.
Po przeczytaniu tej fascynującej, oddziałującej na moją wyobraźnię książki , którą czytało się jak bardzo dobrą powieść - syn niezamożnego kupca bławatnego z Drohobycza, Jakuba Schulza, po którym odziedziczył słabe zdrowie i szczupłą przygarbioną sylwetkę, ale równocześnie nadzwyczajną inteligencję, wyobraźnię i marzycielstwo a także dowcip i poczucie humoru zrobił się dla mnie nagle kimś znajomym.
Wiesław Budzyński pozwala czytelnikowi poznać Bruno Schulza poprzez cytowanie wypowiedzi osób, które go znały oraz fragmentów listów, z tych, które zachowały się, a jego kontakty korespondencyjne były szerokie i bogate w treść. Autor przywołuje w swej książce również Jerzego Ficowskiego, który poczynił wiele starań, by odnaleźć spuściznę epistolograficzną, literacką i rysowniczą, która niestety poniosła ogromne straty wskutek działań totalitaryzmów XX wieku. Z książki i snutych wspomnień , a także fragmentów listów wyłania się czytelnikowi wielce dramatyczna postać. Człowiek pełen kompleksów i zahamowań, niedostosowany do życia, uważany przez innych za dziwoląga, którego jedynym pragnieniem było być wolnym i móc pisać. A to nie było mu dane, gdyż by utrzymać swą matkę, chorą siostrę i jej syna musiał wykonywać znienawidzony zawód nauczyciela rysunków. Gdy nie otrzymał upragnionego urlopu w jednym z listów pisał :"[...]nadal hałastra będzie wyprawiała harce na moich nerwach. [...] Nerwy moje rozbiegły się siecią po całej pracowni robót ręcznych, rozprzestrzeniły się po podłodze, wytapetowały ściany i oplotły gęstą plecionką warsztaty i kowadło..."[*]
Drugim bohaterem książki Wiesława Budzyńskiego - równie intrygującym - jest miasteczko Drohobycz na Kresach, na tle którego ukazuje on Bruno Schulza. Wielonarodowy, barwny w tamtym czasie Drohobycz, w którym ten czuł się najlepiej, i którego nie chciał opuszczać....nawet dla Józefy Szelińskiej, nazywanej przez siebie narzeczoną, tego nie zrobił i nie przeniósł się do Warszawy. Drohobycz, w którym się urodził, żył, tworzył i w końcu znalazł tragiczną śmierć z rąk SS-mana, i pozbawiony został pośmiertnego miejsca. Drohobycz, który nigdy go nie znał tak do końca i nie docenił, w którym dzisiaj mało kto wie kim Bruno Schulz był.
"Schulz pod kluczem" to świetnie i szybko się czytająca biografia nietuzinkowego człowieka, ale również miasta, które przechodziło jak on różne koleje losu, co zubożyło je pod każdym względem .
Książka jest zaopatrzona w stare zdjęcia Drohobycza i rysunki Bruno Schulza, w tym jego autoportrety co dodatkowo podnosi jej wartość a poza tym mnóstwo przypisów, z których dokładnie poznajemy osoby, których wspomnienia pojawiają się na jej kartach. A Drohobycz, jak się okazuje był rodzinnym miastem wielu znakomitości..........znanych, mniej znanych i zupełnie nieznanych.
...
* Wiesław Budzyński, "Schulz pod kluczem", wyd. Grupa Wydawnicza Bertelsmann Media, 2001, str. 84.