Nakładem wydawnictwa Filia ukazała się najnowsza książka Jarosława Molendy. „Esesmanka” to historia Hildegard Lachert – obozowej strażniczki, która zasłynęła swoją brutalnością i stosowaniem rozlicznych metod przemocy wobec więźniów obozów. To wyprawa w mroczne odmęty zła, tam gdzie sprawiedliwość zdaje się być jedynie pustym słowem.
Hildegard Lachert była jedną z setek niemieckich kobiet, które w pracy w obozie koncentracyjnym upatrywały okazji do polepszenia swojej sytuacji finansowej i pozycji społecznej. Mimo tego, że karierę nadzorczyni rozpoczęła w Ravensbruck, to pełnię swych sadystycznych możliwości zaprezentowała w obozie w Majdanku. Biła, kopała, poniżała, a ofiarom śmiała się w twarz. Zyskała przydomek „Krwawa Brygida” i śledząc jej historię przekonać możemy się jak bardzo adekwatne było to miano. Kim była Hildegard Lachert i czy odpokutowała za swoje zbrodnie?
„Esesmanka” to kolejna już książka, w której Jarosław Molenda analizuje problematykę nazistowskich oprawców i ich powojenne losy. To napisana z reporterską precyzją opowieść o ludziach, których nazwać możemy bestiami, a jednocześnie przekonać się jak trudno jest oddać słowami poziom ich moralnej degrengolady. Nigdy nie przyznający się do winy, twierdzący iż byli jedynie trybami w hitlerowskiej machinie śmierci, pozbawieni sumienia i ludzkich odruchów ludzie, którzy w czasie wojny poczuli się panami życia i śmierci. Pobudki dla których kobiety zgłaszały się dobrowolnie do pracy w obozach śmierci były różnorakie, ale na ogół bardzo prozaiczne : dostęp do mieszkania, pieniądze, dobre ubranie. I władza. Władza nad tymi, którym odmawiano ludzkich praw. Sprowadzonych do roli pracujących ponad siły maszyn. Ich ofiarami byli Żydzi, Polacy, Rosjanie, Słowacy i szereg innych nacji, które w swej zadufanej żądzy panowania naród niemiecki określił mianej podludzi. Stłoczeni w obozach śmierci, zagłodzeni, brudni, zawszeni, wedle nazistowskiej ideologii nie posiadali fundamentalnych praw. Karę chłosty, pobicie do krwi czy nawet śmierć można było wymierzyć chociażby za ukrywanie papierosa czy ziemniaka. I choć trudno jest do dziś pojąć to, jak bardzo szybko udało się osiągnąć taki poziom odczłowieczenia, to tym bardziej szokujące zdaje się być, że w tym bezwględnym procederze tak chętnie i aktywnie brały udział kobiety. Matki, żony, córki. Hildegard Lachert była jedną z nich. Matka dwójki dzieci, która odnajdywała swoistą przyjemność w maltretowaniu, biciu i torturowaniu kobiet oraz dzieci. Zdawać by się mogło, że jedynie psychopata mógłby zachowywać się w ten sposób – nic bardziej mylnego – Lachert była normalną, niemiecką kobietą. Wojna i ustrój dały jej jedynie świetny pretekst do ukazania morderczego oblicza.
Jarosław Molenda napisał ważną i poruszającą książkę, która uderza nas prosto w twarz. Każe zmierzyć się z przedstwionymi zagadnienia i odpowiedzieć sobie na szereg pytań. Z kronikarską precyzją autor przekopał się przez dziesiątki ksiąg i akt, by ukazać nam wstrząsającą historię jednej z najokrutniejszych kobiet, które stanowiły ważny element w nazistowskim programie eksterminacji. „Esesmanka” to nie tylko opowieść o samej Lachert, ale także solidnie opowiedziana historia kształtowania się obozów śmierci, funkcjonowania tychże oraz roli jaką odgrywały tam kobiety nadzorczynie. To także przytłaczająca refleksja nad tym jak państwo niemieckie zrobiło po wojnie wszystko, by zbrodniarze nazistowscy nie zostali ukrani. Doskonałym przykładem tego jest słynny proces w Dusseldorfie, który odbył się w latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku, w którym osoby pokroju Lachert otrzymały zatrważająco niskie wyroki. Jarosław Molenda potrafi świetnie prowadzić czytelnika przez meandry historii i budować opowieść tak, by ludzie posiadający średnią wiedzę historyczną byli w stanie przyswoić omawiane wydarzenia i ułożyć sobie w głowie obraz tej strasznej i ponurej epoki. „Esesmanka” należy do książek po które powinien sięgnąć każdy. Dziś, gdy mija niemalże osiemdziesiąt lat od zakończenia Drugiej Wojny Światowej, pamięć o zdarzeniach, ofiary i ich losy zasługują na szczególne upamiętnienie. Historia jest im to winna. My wszyscy jesteśmy im to winni. Ten głos ofiar Majdanka i innych obozów, ofiar katów pokroju Hildegard Lachert wciąż musi wybrzmiewać. Niezwykle ważne jest to, by o tym pamiętać i mieć na uwadze to, że mordercy nie odpowiedzieli za swoje przewinienia.
Hildegard Lachert bardzo dobrze czuła się w więzieniu. Dziergała na drutach i układała kwiatowe kompozycje. Ceniła spokój i to jak dobrze była traktowana. Nie czuła wyrzutów sumienia. Nie uważała siebie za osobę winną zarzucanych jej czynów. Być może Lachert zmarła w spokoju ducha. Jej ofiary nie miały takiej szansy. „Esesmanka” to bardzo dobrze opracowana i napisana książka, która dotyka trudnych i bolesnych spraw, a jednocześnie pozostaje dopracowanym, rzetelnym reportażem. To nie jest łatwa lektura na wieczór i sięgając po nią należy mieć tego świadomość. Jest to książka, która mimo tego, że zdaje się nam, iż mamy już naprawdę dużą wiedzę na temat nazizmu, uderza w nas z dużą siłą. Skrupulatnie opracowana, poprzedzona solidnym reaserchem i ogromem pracy archiwalnej, stanowi kompleksowo opracowane kompendium wiedzy dla każdego, kto ceni historię oraz dla tych, którzy żywią chęć zgłębienia jej. Wzbogacona fotografiami i reprodukcjami artykułów z gazet stanowi wstrząsający zapis wojennych okrucieństw i niemniej szokujących powojennych losów nazistowskich zbrodniarzy. Diabeł gorąco poleca.