Ależ ja brnąłem przez tę powieść. Przedzierałem się przez nią niczym główny bohater przez śniegi i zaspy. Serio, w książce jest dużo opisów takiego przedzierania się i ja miałem naprawdę często wrażenie, że idealnie oddają one stan mojego ducha podczas czytania. Lubię styl sympatycznego słowackiego autora, żywy, każący przewracać kartkę za kartką, ironiczny acz bez szarżowania. Lubię generalnie to, jak on pisze, mam zamiar czytać wszystko co wyda w przyszłości jeśli tylko wpadnie to w moje ręce. I tu też styl sam w sobie nie był odpychający, przeciwnie, był po Karikowemu wciągający i ciekawy, natomiast dłużące się opisy stanów psychicznych naszego protagonisty (trochę hehe z tym określeniem :) ) - no właśnie, powodowały, że przez tę książkę się brnie.
Fakt, że cały czas byliśmy z nim, cały czas byliśmy tak blisko narratora jak to tylko możliwe (wrócę do tego za chwilę) mocno to potęgował. Jeżeli non stop mamy strumienie świadomości jakiegoś człowieka, non stop jesteśmy tak głęboko w jego umyśle jak się da, to nie można zrobić tego, co moim zdaniem najlepiej służy tego typu zagrywkom w literaturze popularnej. Nie można budować równowagi między tym, jak czyjaś osobowość ujawnia się sama przez się i jak ujawnia się w działaniu. To, co tak dobrze udało się słowackiemu autorowi w "Szczelinie", gdzie widzieliśmy ludzi w ekstremalnych warunkach, ich interakcje, wzajemne oddziaływanie, tu, gdzie mamy praktycznie tylko jedną postać, udać się z definicji nie mogło. Oczywiście to nie jest tak, że główny bohater tylko siedzi i myśli, przeciwnie, działa bardzo dużo, ale fakt, że jest w tym wszystkim sam jeden powoduje, no właśnie, to że jako czytelnik brnąłem przez tę powieść. Nie wiem, może pisarz czuł, że odbiorca tekstu może to tak odebrać i właśnie dlatego kazał i to dość szybko naszemu scenarzyście (fakt, że główny bohater wykonuje właśnie ten zawód ma pewne znaczenie dla jego widzenia świata) starać się właśnie zmniejszyć sztucznie tę swoją samotność (kto czytał wie o co chodzi :) )
To, że jesteśmy tu tak blisko głównego bohatera może być swoją drogą uznane za powód dla którego warto przeczytać tę powieść. Po prostu jako ciekawe doświadczenie literackie. No, bo wiadomo, że narracja pierwszoosobowa w zasadzie wymusza taką bliskość. Ale jak widać nie do końca, skoro czytałem wiele książek z takim typem narracji, a jednak nigdy nie byłem z żadną postacią tak blisko, nie byłem tak bardzo w niej, jak tu. Po części wynikało to oczywiście z klaustrofobicznej-do-kwadratu sytuacji narratora, po części chyba jednak z wyboru Kariki.
Ciekawa jest kwestia, czy ta bliskość powoduje, że jakoś specjalnie mu kibicujemy. Chyba jednak nie, można kogoś bardzo dobrze rozumieć i mimo to nie sympatyzować z nim, prawda? Tu chyba mamy do czynienia z podobnym zjawiskiem - mimo rzeczonej intymności między mną z facetem, którego losy śledziłem pierwiastek specjalnej przychylności się nie pojawił (no, może około 70% trochę). A rozumiałem go naprawdę bardzo dobrze. Choć nie, był jeden moment, kiedy cieszyłem się wraz z nim - gdy w pewnym momencie jego sytuacja znacząco się poprawia. Więc jednak pisarzowi udało się jakąś tam więź na linii postać - czytelnik stworzyć.
Choć zakończenie każe postawić pytanie czy chciał. "Opis/analiza/studium szaleństwa", te cztery słowa pojawiają się czasem w recenzjach "Ciemności". Ale... jakiego (właśnie gdy idzie o relacje czytelnik - postać) szaleństwa... Okej, nie będę już spoilerował, ale zaznaczę, że za zakończenie daję jedną gwiazdkę więcej :)
Powtórzę to, co ludzie już pisali na portalach literackich - czytaj, ale raczej niech to nie będzie Twoje pierwsze spotkanie z twórczością Józefa Kariki.
PS: Miałem koszmar senny w nocy po dniu, w którym zakończyłem lekturę, koszmar ewidentnie "inspirowany" powieścią, za to kolejna gwiazdka więcej :)