"Bowie w Warszawie" ma formę dramatu scenicznego, gatunkowo to tragifarsa. Czyta się szybko, tekst został podzielony na 3 akty, każdy ma po kilka scen. Akcja toczy się w latach 70. XX wieku. Do Warszawy przyjeżdża Dawid Bowie, w stolicy grasuje wtedy morderca duszący kobiety. Plutonowy Wojciech Krętek próbuje złapać dusiciela. Z wątkiem seksu są zawsze powiązane motywy przemocy, agresji lub tabu. To temat, który w PRL-u przemilczano lub upraszczano, ośmieszano, brutalizowano. Jeszcze wówczas nie wiedziano, jak mocno kwestie seksualności wpływają na naszą tożsamość, psychikę, relacje społeczne.
Osobnym wątkiem, są losy Reginy, jej matki, ciotki i kuzynki. W szarych mieszkaniach toczy się szare życie dwóch pokoleń, które się nie rozumieją. Starsi żyją wspomnieniami wojny, młode dziewczyny są przerażone wizją jałowej biografii, powielającej biografię matek. Wszędzie panuje beznadzieja, brutalizm, biologizm. Przebłyski delikatności, wrażliwości i miłości są efemerydami, zduszonymi, zdeptanymi przez Życie. Obraz PRL-u jest przerażająco przytłaczający. Ja tego tak nie pamiętam, jako dziecko inaczej postrzegałam rzeczywistość. Wiem jednak, że tak było. Zachowanie matki Reginy i jej siostry bardzo mi przypomina reakcje, słowa mojej babci, mamy, wiekowych już ciotek. Pamiętam wrażenie matriarchatu, chociaż oczywiście nie wiedziałam wtedy, że takie pojęcie istnieje, nie byłabym w stanie go użyć. Dzisiaj widzę, podobnie jak Masłowska, że był to świat kobiet, one dbały o dzieci, dom, o codzienny byt, wspierały się, mimo waśni i jakiś zazdrości. Mężczyźni byli gdzieś daleko, jakby za szklaną ścianą. Chodzili do pracy, czyli ich nie było, jak byli, to też wychodzili – na piwo, na nadgodziny, do knajpy, na wyścigi, gdzieś. Świat kobiet i mężczyzn kompletnie do siebie nie przystawał. Nie kleiło się, jak mówi dziś młodzież. Nie kleiło się też na poziomie pokoleń, na poziomie rodzina-samotna panna/kawaler, na poziomie wieś-miasto itd. Nic się nie kleiło. Żyliśmy jako społeczeństwo osobno i Dorota Masłowska doskonale to pokazała. Podobnie jak to, że w świecie bez uczuć kompensujemy sobie braki rzeczami materialnymi, posiadaniem. Dla matki Reginy jedyną przyjemnością jest posiadanie stoliczka wyniesionego ze spalonego domu podczas okupacji. Ten rozlatujący się grat jest dla niej synonimem spokoju i bezpieczeństwa, czegoś, co zabrała jej wojna i nie dała komuna. Używanie tytułów i stanowisk w funkcji imion podkreśla paraboliczność tekstu Masłowskiej.
Jako mistrzyni słowa, Autorka skupia się na języku, silnie zindywidualizowanym. język matki – kwiecisty, sentymentalny, marzycielski – podkreśla kontrast między marzeniami, duszą matki, osoby naiwnej i dobrej z sytuacją, w jakiej się znalazła – komuna, bieda, praca, obowiązki, trudne, wyczerpujące fizycznie szare życie.
Wątek Dawida Bowie mnie nie poruszył, jestem z Poznania, muzyk znalazł się w Warszawie kilka lat przed moimi narodzinami, przyznaję, że nigdy całej tej legendy nie słyszałam. To tylko potwierdza kolejną myśl przewijającą się w utworze Masłowskiej, jak bardzo determinuje nas czas i miejsce narodzin.
Książka jest opatrzona ilustracjami Mariusza Wilczyńskiego, które oddają brutalizm, agresję, szarość i bezradność bohaterów.