Cześć i czołem!
Ostatnio trafiłam na reportaż o medycynie estetycznej, który postanowiłam kupić. Chwilę minęło, zanim znalazłam czas go na spokojnie przeczytać, ale oto i jest recenzja...
W czerwcu 2015 roku amerykański tygodnik "Time" napisał, że tak jak chciała natura, wyglądają teraz i starzeją się już tylko najbiedniejsi oraz najbardziej uparci. I powiem Wam, że coś w tym jest. Dziś nie ma już ludzi brzydkich. Są tylko biedni. Nie ukrywam, że gdyby było mnie stać zrobić coś ze swoimi kompleksami, to na pewno bym to zrobiła. Poprawiłabym to i owo. Nie do przesady oczywiście, bo można się uzależnić i właśnie na Instagramie często widzimy tego dowody. Osobiście znam dziewczyny mniej więcej w swoim wieku - natura obdarzyła je ogromną urodą - które się niszczą. Wstrzykują sobie botoks w każdy zakamarek twarzy i przykro się na to patrzy. Ja rozumiem, że na starość człowiek może zechcieć oszukać czas, odmłodnieć... Ale żeby w tak młodym wieku już tak sobie kaleczyć twarz...
Autor prowadzi nas po najróżniejszych klinikach, warsztatach medycyny estetycznej, ale ciągle towarzyszy mu - i zarazem nam, czytelnikom - jedno pytanie: Czy medycynę estetyczną na pewno można nazywać medycyną? W końcu nie trzeba być lekarzem, ani robić specjalizacji, aby wykonywać tego typu nieinwazyjne zabiegi. W dzisiejszych czasach robią to kosmetyczki albo ktokolwiek inny, komu się tego zachce. Chociażby Esmeralda Godlewska, która jeszcze niedawno reklamowała się w social mediach.
Dzięki książce "Zrobieni..." poznajemy również anonimowe historie osób, które korzystały już z tego typu usług - czy to jednorazowo czy wręcz "nałogowo". Poznajemy też i lekarzy, a nawet i nie-lekarzy, którzy się tym zajmują.
Jeśli o mnie chodzi, w pewien sposób książka ta otworzyła mi oczy na to, jaką krzywdę człowiekowi może tak naprawdę wyrządzić owa medycyna estetyczna. Istny paradoks, czyż nie? Ma poprawiać i poprawia - tymczasowo. Bez powtarzania większości zabiegów, nie utrzymamy "piękna", jakie nam dają. A po nałogowym ostrzykiwaniu się, gdy zachce nam się detoksu... no cóż. Te wszystkie mniej i bardziej popularne wypełniacze naciągają skórę. Wyobraźcie więc sobie, jak będzie ona wyglądała po zaprzestaniu tych czynności. I starszym ludziom nic złego nie grozi, w końcu i tak mieliby już masę zmarszczek. Ale pomyślcie o tych właśnie młodych osobach, które może kiedyś przejrzą na oczy i zrezygnują z tego typu zabiegów. Chwilę byli piękni, a teraz będą 20 lat starsi z wyglądu.
Książkę ogólnie polecam, choć momentami niepotrzebnie niektóre opisy się ciągnęły. Ale reportaż pozwala dostrzec tą całą medycynę estetyczną z nieco innej, fachowej strony.
Bookstagram:
http://www.instagram.com/strazniczka_ksiazekx/