"Żelazny kostur" to powieść otwierająca nowy cykl "Bohatyr" autorstwa czeskiego pisarza Juraja Cervenaka. W Polsce nakładem Instytutu Wydawniczego Erica ukazał się jeszcze "Władca wilków" - pierwszy tom serii "Czarnoksiężnik". Powieściopisarz ma już na swoim koncie około dwudziestu książek, ale na język polski zostały przełożone dopiero dwie.
Opowieść o kijowskich rycerzach rozpoczyna się najazdem Czeremisów na Karaczarow, ojczystą wioskę głównego bohatera Ilji. Bandyci zabierają w niewolę młode dziewczęta i silnych mężczyzn, zaś resztę mieszkańców wymordowują, a ciała wrzucają do rzeki. Ich przywódca Styrwit zostawia przy życiu tylko Ilję (który od urodzenia jest kaleką), aby opowiedział władyce sąsiedniego grodu Murom, że najeźdźcy zabiją wszystkich, którzy ośmielą się ruszyć za nimi w pościg.
Ilja zostaje sam w spalonej wiosce pełnej trupów i usiłuje wyłowić z rzeki ciała, by urządzić swoim bliskim godny pogrzeb. Tak zastają go Wołch, Mikuła i Jegor - członkowie kijowskiego zwiadu, którzy za sprawą czarów wyglądają jak żebracy. Mikuła lituje się nad biedakiem i usiłuje przekonać swoich towarzyszy, by pomogli mu grzebać zmarłych. Jednak Wołch zamiast tego postanawia zdjąć z niego klątwę, która sprawiła, że jest częściowo sparaliżowany. Czarnoksiężnikowi udaje się tego dokonać i odtąd Ilja staje się silny i sprawny. Postanawia ruszyć za najeźdźcami, by zemścić się za wyrządzone krzywdy i uwolnić swoich współplemieńców, a przede wszystkim Dinarę, piękną dziewczynę, w której od dawna się podkochiwał.
Jednak bogowie mają dla niego specjalne zadanie, zamierzają zetknąć go jeszcze raz z jego dobroczyńcami i przewrotnie sprawić, że przyjdzie mu z nimi walczyć...
Powieść z początku niemrawa, bardzo szybko się rozwinęła i porwała mnie w wir niesamowitych wydarzeń. Autor nie pozwolił mi się choćby przez chwilę nudzić, gdyż Ilja cały czas przeżywał coraz to nowsze i bardziej ekscytujące przygody. I pomimo tego, że niektóre z nich wydawały mi się czasami zupełnie nieprawdopodobne, to książka składała się w logiczną całość i nie raziła wydumanymi wydarzeniami.
Ogromnie przypadli mi do gustu bohaterowie - Ilja, a przede wszystkim kijowscy bohatyrzy Wołch, Mikuła, Jegor, a także ich przywódca książę Światosław. Stanowili interesującą grupkę, gdyż każdego z nich cechował odmienny charakter, wiara i podejście do życia, a mimo tych różnic byli oddanymi przyjaciółmi. Już dawno nie miałam przyjemności obcować z lekturą, której postacie tak bardzo bym polubiła. Aż żal mi było na końcu się z nimi rozstawać, ale na szczęście cykl jeszcze się nie kończy.
Powieść zachwyca stylem i językiem. Przede wszystkim należy tu wspomnieć o świetnych dialogach, pełnych ironii i humoru, które wynikają zapewne z różnych osobowości bohaterów, o czym już wcześniej wspominałam. Wiele momentów przyprawiło mnie o napady śmiechu, szczególnie zaś opowieść o "polewce z topora". W książce ukazane zostało bez ubarwień pełne trudów rycerskie życie, kiedy trzeba całe dnie spędzać w siodle, a wieczorem po marnej kolacji spać na gołej ziemi. Do tego dochodzą jeszcze pełne realizmu opisy bitew, rzezi i gwałtów.
Historia Ilji przyprawia czytelnika o ogromne emocje. Jest wiele stresujących scen, gdy człowiek siedzi jak na szpilkach i czeka w napięciu na to, co się dalej stanie (a także żałuje, że nie potrafi czytać szybciej!), czy też komicznych momentów, pełnych wręcz opętańczego śmiechu.
"Żelazny kostur" zachwycił mnie znacznie bardziej niż "Władca wilków". Bardzo możliwe, że stało się tak dlatego, że więcej jest w nim powieści historycznej niż fantasy. Oczywiście znajdują się w nim także wątki o bogach, pradawnych wierzeniach i niesamowite postacie, czy czyny, ale na pierwszy plan wybija się raczej wojenny żywot bohaterów. Myślę że wielbiciele obu gatunków znajdą w niej coś dla siebie. Spodoba się ona też osobom, które lubią przygodę i opowieści o przyjaźni. Gorąco polecam!