Jako fanka serii „The Raven Cycle” i „The Foxhole Court”, nie mogłam pozwolić sobie przejść obojętnie obok pozycji z królem kruków w tytule. W dodatku z akcją osadzoną w Polsce i kuszącą, że znajdę w niej skrzaty! A skoro skrzaty, to może pojawią się również inne postaci ze słowiańskiego folkloru? Pomyślałam, że nie ma co czekać i zastanawiać nad tym, co znajdę w środku, tylko zabrać się za lekturę.
I to był błąd.
Z twórczością Anety Cierechowicz, autorki „Bohatera Krainy Króla Kruków”, nie miałam do tej pory styczności. Enigmatyczna, krótka notka znajdująca się na końcu książki, a traktująca o jej postaci i dotychczasowym dorobku niewiele mi powiedziała poza tym, że pani Aneta jest absolwentką Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, polonistką w jednym z liceów w tym samym mieście oraz autorką kilku tomików poezji i powieści dla młodzieży. Może więc, gdybym na własną rękę wcześniej poszukała nieco więcej informacji i zapoznała się z opiniami na temat innych książek Cierechowicz, nieco inaczej, na pewno z mniejszymi oczekiwaniami, podeszłabym do „Bohatera”, nie próbując nawet stawiać go (metaforycznie) na jednej półce z wcześniej wspomnianymi seriami.
Tymczasem przyszło mi towarzyszyć w przedziwnej podróży równie przedziwnemu Bohaterowi i jego (tak samo przedziwnym) kompanom. Już na początku okazało się bowiem, że Mateusz to nastolatek, któremu wyjątkowo łatwo (choć nie bez typowego, polskiego malkontentyzmu) przyszło przyzwyczaić się do życia w świecie, w którym od kilku lat panowała jedna i ta sama pogoda: szara, paskudnie nijaka i sprawiająca, że ludzie stawali się zobojętniali na wszystkich i wszystko, co ich otaczało. W dodatku przestał wierzyć w dobro i we wszystkie fantastyczne rzeczy. Generalnie: fatalny materiał na bohatera. A jednak ktoś uważał inaczej, co sprawiło, że na barkach rycerza Mężydara, który przybył po Mateusza, by zabrać go do innego świata, spoczęło zadanie, aby z młodzieńca raz a dobrze wyplenić niedowierzanie i zrobić osobę godną noszenia tytułu Bohatera Krainy Króla Kruków.
Podczas lektury odniosłam wrażenie, że Mateusz z taką samą łatwością pogodził się (mimo początkowej niechęci) z losem, jaki zaplanowali dla niego mieszkańcy obcego mu świata – szybko przywykł do tytułowania siebie rycerzem i nad zamartwianie się o rodzinę przedkładał obawę o życie nowych przyjaciół.
Czytania i zżycia się z postaciami nie ułatwiało to, że nie były wystarczająco dobrze zarysowane, a przez opisy świata przepływało się bez intensywnej wizualizacji otoczenia. Przez tekst tak wiele razy przewijało się „poirytowanie”, „oburzenie” i „zniecierpliwienie” bohaterów, że zarówno w trakcie, jak i po zakończeniu lektury nie byłam w stanie scharakteryzować każdego z osobna, bo większość zlepiła się w jedną, bezkształtną masę pełną nerwów i powinności do spełnienia.
Ale to nie tak, że „Bohatera Krainy Króla Kruków” należy omijać szerokim łukiem. Absolutnie nie! Mimo wszystko, to powieść pouczająca, traktująca o tym, do czego doprowadzić może ludzka obojętność; że konsekwencje naszych działań mogą dotknąć niewyobrażalną ilość istnień, a przede wszystkim, że każdy może zostać Bohaterem. Bo bohater wie, czego wymaga jego czas. Myli się ten, kto twierdzi, że to czas kreuje bohatera.