Większość młodych ludzi uwielbia lato i wakacje. Czas lenistwa, beztroski, zabaw, przygód. Ale nie Kalina. Dziewczyna na nic nie czeka, niczego nie chce, nic nie sprawia jej radości. Chociaż perspektywa spędzenia całego sierpnia w Zakopanem, pieszych wędrówek po górach, towarzystwo spokojnego męża, przyjaciółki i jej brata zapowiadają się obiecująco. Poza tym te wakacje mają być ostatnim momentem wytchnienia przed opieką nad roczną córeczką, której nieoczekiwane i nieplanowane pojawienie się na świecie wepchnęło Kalinę w ramy żony i matki. Dziewczyna bez żalu zostawia dziewczynkę pod skrzydłami swojej dawnej opiekunki Gabrysi i wsiada do pociągu. Tam nagle poznaje Macieja, przystojnego kobieciarza, duszę towarzystwa, przyjaciela jej przyjaciół. To spotkanie ożywia coś w sercu Kaliny, budzi drzemiące w niej uczucia, niesie ze sobą niepokój, od pierwszej chwili jest zapowiedzią kłopotów, których nie da się uniknąć…
„Upalne lato Kaliny” to drugi tom rodzinnej sagi autorstwa Katarzyny Zyskowskiej-Ignaciak. Co prawda nie trzeba znać pierwszej części, aby sięgnąć po kontynuację, ale zbrodnią jest ignorowanie Marianny. Oba tomy są równie wyśmienite. Obok tak doskonałej literatury nie można przejść obojętnie.
Kalina jest córką Marianny. Można powiedzieć, że wiążą je ze sobą tylko więzy krwi, bo Kalina nigdy tak naprawdę nie poznała swojej matki. Marie była histeryczką i egocentryczką, cały świat kręcił się wokół niej, wszyscy w domu martwili się tylko o nią. Mała Kalina była jakby zbędna. Nikt nie okazywał jej uczuć, nikt się o nią nie troszczył, nikt nie pokazał jej jak kochać. Bo miłości też trzeba uczyć. I tak stała się Kalina kobietą pustą wewnętrznie, zakompleksioną chłopczycą, ukrywającą swoją kobiecość, matką, która nie potrafi pokochać swojego dziecka. Dziewczyna wyszła za mąż za dużo starszego od siebie mężczyznę, bo on dawał jej spokój i stabilizację, ślepo zakochany w młodej żonie nie żądał wzajemności. A miłość? W życiu Kaliny nie ma miejsca na miłość.
Latem 1969 roku zmieni się wszystko. Kalina dostaje list od Gabrysi. Stara opiekunka wie, że nie zostało jej już dużo czasu. Z perspektywy lat widzi jaką krzywdę cała rodzina, a przede wszystkim matka, wyrządziła dziewczynie. Gabriela podejmuje ostatnią próbę. Pisze list, w którym wspomina burzliwe koleje losów Marianny, ujawnia jej motywacje, sekrety, ukryte pragnienia. Ma nadzieję, że prawda ukoi skołatane serce Kaliny, pozwoli jej spojrzeć na matkę łaskawszym okiem, obudzi instynkt macierzyński, doda odwagi.
„Upalne lato Kaliny” to powieść świetna warsztatowo, lekka, mimo trudnej tematyki, okraszona plastycznymi opisami, z charakterystycznym, melancholijnym klimatem. Długo nie potrafiłam zdecydować która z części „Upalne lato” podobała mi się bardziej, bo oba tomy trzymają równie wysoki poziom. Mimo wszystko muszę stwierdzić, że większym sentymentem darzę Mariannę. Przedwojenna atmosfera odpowiada mi bardziej, niż klimat komunistycznej Polski. Również historia o pierwszej miłości poruszyła mnie odrobinę mocniej, niż opowieść o skrzywdzonym i niekochanym dziecku ukrytym w ciele kobiety. Sama Marianna również jest ciekawszą bohaterką. Co prawda do samego końca nie udało mi się jej polubić, a Kalinę obdarzyłam sympatią zaraz na początku, ale i tak uważam, że Marie jest bardziej charakterna i charakterystyczna.
Warto zwrócić uwagę, że obie powieści są od siebie zupełnie różne. Niby podobne, powiązane tymi samymi bohaterami, a jednak całkowicie odmienne. To chyba najmocniejsza strona pisarstwa Katarzyny Zyskowskiej-Ignaciak, bo z góry wiadomo, że autorka będzie zaskakiwać i szukać nowych rozwiązań. Teraz pozostaje tylko czekać na kolejny tom tej rodzinnej sagi. Czyżby miało to być „Upalne lato Gabrieli”?