Za oknem zamiast zimy, jesień i to taka najbardziej niewyjściowa, płaczliwa, jakby w zaawansowanym stadium depresji. Nie lubię takiej pogody, bo właściwie wyklucza większą aktywność na świeżym powietrzu, co zwłaszcza po tłustym czwartku, który przeciągnął się do soboty, psuje moje plany przetestowania kilku tras leśnych włóczęg. Są na szczęście plusy takiej pogody Pod Starym Wisielcem - chwytasz książkę i znikasz w ulubionym fotelu czy idealnym zagłębieniu w sofie. Znikasz i przepadasz. No dobra, ale jaką książkę wybrać? Skoro ustaliliśmy, że mamy jesień, to jakoś bliżej mi do grozy, a gdy jeszcze w grudniu ubiegłego roku, dowiedziałem się, że Wydawnictwo Zysk i S-ka przemierza się do nowego Hendrixa, to wiedziałem, że tę powieść muszę przeczytać.
No i przeczytałem! Tytuł "Jak sprzedać nawiedzony dom" brzmi trochę jak poradnika kolejnego szalonego "kołcza" sukcesu, albo jak nazwa youtubowego tutoriala, tudzież reklama przyczepiona do słupa ogłoszeniowego; brzmi jak zapowiedź czegoś znajomego, ale jednocześnie nietuzinkowego. I faktycznie tak jest, bo Grady Hendrix to mistrz konwersji, zabawy formą, konwencją; Hendrix ma tę swoją popkulturową studnię i z konsekwencją czerpie z niej od samego początku swojej literackiej działalności. Czerpie inspiracje i przemienia je w coś świeżego, w coś bardzo autorskiego. Pokazał to już kilkakrotnie, przy czym takim crème de la crème, w moim odczuciu była powieść "Final Girls. Ostatnie ocalałe" z 2021 roku. Jego najnowsze dzieło idzie w zupełnie inną stronę i najbliżej mu chyba do "Mojej przyjaciółki opętanej". "Jak sprzedać nawiedzony dom" również ma wątek opętania, choć tutaj opętana jest lalka, a właściwie pacynka, która oddziałuje nie tylko na tytułowy dom, ale również na wszystkich, którzy są w pobliżu nawiedzonego przedmiotu.
A wszystko zaczyna się w momencie, kiedy Louise dowiaduje się o śmierci rodziców. Teraz musi wrócić w rodzinne strony, do Charlestonu, aby pożegnać mamę i tatę oraz uporządkować sprawy spadkowe. Trochę się boi. Przede wszystkim rodzinnego domu, wypchanego wspomnieniami oraz lalkami matki, która te lalki tworzyła na potrzeby kościelnych przedstawień. Boi się też spotkania z bratem, za którym - delikatnie mówiąc - nie przepada. Zresztą, ze wzajemnością. Tych dwoje nadaje na zupełnie innych falach i naprawdę niewiele im potrzeba, aby wszczęli awanturę. Tak też się dzieje przy ich pierwszym spotkaniu po latach, ale w pewnym momencie przyjdzie im zacząć współpracować. Gdy okazuje się, że z odziedziczonego domu nie wszystko można wyrzucić, potrzeba będzie połączyć siły i wykazać się determinacją... Determinacją, aby nie skoczyć sobie do gardła. 😉
W "Jak sprzedać nawiedzony dom", główne role odgrywa wspomniane osobliwe rodzeństwo, które na początku dzieli dosłownie wszystko. Są jak dwa zwalczające się żywioły, a ich wzajemna niechęć rodzi przezabawne sytuacje. Jednocześnie, niemal od razu wyczułem aurę grozy, jaka towarzyszy nie tylko rodzeństwu z piekła rodem, ale jest także w ich domu rodzinnym i w lalkach, które ten dom wypełniają. Wypełniają dosłownie, bo jest ich od cholery i jeszcze trochę i pewnie sam bym się czuł nieswojo w takim towarzystwie. Nawiedzone lalki to motyw niespecjalnie eksploatowany przez pisarzy grozy, znacznie częściej sięga po niego Hollywood, zaczynając od kultowej "Laleczki Chucky", poprzez "Władcę lalek", a skończywszy na "Annabelle". Zresztą, odwołań do kultowych horrorów, znajdziecie tu znacznie więcej, ot jak choćby do "Martwego zła". Hendrix jako nałogowy pożeracz popkultury na pewno doskonale zna każdy z tych filmów i z każdego wziął co najmniej uncję, dodając znacznie więcej od siebie. Tak stworzył horror ciekawy, wciągający, zabawny, ale też błyskotliwy, poruszający i zaludniony niebanalnymi bohaterami...
Bohaterowie dla tej opowieści są bardzo ważni. W horrorach to wcale nie jest reguła, ale dla tej historii Louise i Mark są wodą na młyn, która napędziła całość i sprawiła, że czytając "Jak sprzedać nawiedzony dom" przepadłem. Konflikt rodzeństwa jest dość ostry i z początku Marka widzimy jako skończonego dupka, totalnego przegrywa, który swoje życiowe niepowodzenia zrzuca na starszą siostrę. Szybko jednak okazuje się, że to jedynie pozory, złudne pierwsze wrażenie, a ich niesnaski podszyte są tajemnicami, przemilczeniami i brakiem szczerej rozmowy. Na szczerą rozmowę przyjdzie jednak odpowiedni czas i coś się zacznie między nimi zmieniać. Ten przełomowy moment wzbudził we mnie sporo emocji, podobnie jak sam finał, o którym - z oczywistych względów - nie będę mówił. Jednak nie martwcie się, fani grozy, to nie jest ckliwa opowieść, ale pełnowymiarowy horror, który dostarczy Wam solidną dawkę gęsiej skórki. W "Jak sprzedać nawiedzony dom" wiele się dzieje, a Hendrix co jak co, ale na dynamizmie opowieści zna się jak mało kto. Sam Stephen King mógłby się od niego uczyć i mógłby się też nauczyć, jak robić dobre zakończenia. No dobra, o zakończeniu miałem nie mówić, ale tutaj jest naprawdę dobre i na tym poprzestanę. Właściwie jedyne do czego mogę się przyczepić, co momentami mnie denerwowało, to zbyt ubogie objaśnienia dialogów, skądinąd bardzo dobrych dialogów. "Powiedział/a", "odpowiedział/a", "oznajmił/a", "odparł/a - tego jest zdecydowanie za dużo, ale po dłuższym czasie można się do tego przyzwyczaić, a nawet dostrzec w tym konsekwencję i część dynamiki? Dobra, to trochę naciągane.
Najłatwiej byłoby napisać, że "Jak sprzedać nawidzony dom" to opowieść o nawiedzonych lalkach, ale to byłoby głupie i powierzchowne. Ta powieść to coś znacznie głębszego. To historia o rodzinnych tajemnicach, które niszczą więzi, o niepogodzeniu się ze stratą, o wypieraniu problemów i udawaniu, że nie istnieją, to wreszcie powieść o trudnych relacjach i straconych szansach oraz o tym, że na naprawę błędów i zwykłe, ale szczere "przepraszam" nigdy nie jest za późno. Jeszcze przed tym, jak zacząłem lekturę, dotarła do mnie opinia, że to najgorsza powieść Hendrixa. Ja odniosłem przeciwne wrażenie, że to jedna z jego najlepszych książek, a najsłabszą wciąż pozostaje przegadany "Poradnik zabójców wampirów klubu książki z Południa".
Zmierzając do końca, nie mogę nie wspomnieć, jako fan dobrych okładek, o świetnej obwolucie, jaka zdobi polskie wydanie powieści "Jak sprzedać nawiedzony dom". Ta okładka zapewnia doznania nie tylko wizualne, ale i dotykowe. Wiecie, że pod palcami czuć te niby zagięcia i rysy? Kapitalne! Zysk odwalił tu kawał solidnej roboty i wielki plus nie tylko za to, ale i za twardą oprawę.
"Jak sprzedać nawiedzony dom" to świetna historia, która straszy, bawi i wzrusza; która sprawdzony kinowy motyw, podnosi na literacki poziom, która sięga do popkulturowych źródeł lat '80 i jest ukłonem w stronę co najmniej kilku kultowych dzieł kina gatunkowego tamtego okresu. To powieść, po którą powinien sięgnąć każdy fan tego typu literatury i kina, który z sentymentem wraca do dzieł ze złotego okresu grozy i horroru.
© by MROCZNE STRONY | 2024