Treść książki, przynajmniej momentami, robi niemałe wrażenie. I skłania do przemyśleń. Czy za uroczym błękitem nieba, jaki nieraz podziwiamy w piękny, słoneczny dzień - może "czaić się" coś niepokojącego, a nawet - złowieszczego ?
Pierwsza część tej lektury poświęcona jest jej tytułowemu bohaterowi - planecie Mars.
Na podstawie próbek z sond kosmicznych, zdjęć satelitarnych czy meteorytów pochodzących z tego ciała niebieskiego potwierdzono, że w (odległej) przeszłości tętniło tam...życie.
Były oceany, rzeki, także spore jeziora. Wszystko jednak uległo unicestwieniu. Kiedy i z jakiej przyczyny - o tym traktują dalsze rozdziały książki...
Jest w niej też niemało informacji o sławetnej "Twarzy" oraz rzekomych piramidach widocznych na fotografiach z Marsa. Jednak, jak zauważają sami autorzy - do czasu załogowej misji na Czerwoną Planetę - tematyka ta nie będzie w pełni zweryfikowana...
Im dalej zagłębiamy się w lekturę, tym ciekawiej. Poprzez stwierdzenia/dowody, że prastare ziemskie budowle, jak Stonehenge czy piramidy w Gizie - to obserwatoria kosmiczne - mające ostrzegać przed nadciągającym co jakiś czas zagrożeniem z przestrzeni.
Aż po stwierdzenia ekspertów (informacje i opinie kilku uznanych w świecie astronomów, od wielu lat zajmujących się tematyką kosmicznych zagrożeń), że obecny klimat i "spokój" na Ziemi są raczej (niestety) tylko przejściowe...
Na podstawie badań twierdzą oni, że to, co spotkało Marsa - w mniej lub bardziej odległej przyszłości może się także przytrafić naszej Ziemi. Właściwie to dużo bardziej zasadne od zapytania "czy" - byłoby raczej "kiedy" (2030 ?) ...
Na przełomie czerwca i lipca oraz w początkowych dniach listopada Ziemia przechodzi przez tzw.rój Taurydów. Możemy beztrosko podziwiać wtedy "spadające gwiazdy".
Jednak prócz owych cieszących oczy "kosmicznych drobinek" - są tam i sporo większe obiekty.
W tym nawet wielokilometrowe komety, pozostałości po "super- matce", która lata temu (liczone w tysiącach) znalazła się w Układzie Słonecznym. W pewnym "kosmicznym momencie" eksplodowała "nieopodal" Marsa, a jej olbrzymie odłamki zbombardowały tę planetę, niszcząc kwitnące tam życie...
Co gorsza - niemałe pozostałości tego "potwora z przestworzy" wciąż kręcą się w naszym "niedalekim" sąsiedztwie. Niełatwe, mimo rozmiarów do wykrycia (osłania je gęsty pył kosmiczny), a kurs kolizyjny z nimi w zasadzie jest nieunikniony...
Więc któreś z kolejnych ziemskich pokoleń stanie zapewne w obliczu owych "kosmicznych perturbacji".
Być może jest to jakiś "wyższy plan" Wszechświata.
Lecz niewielka to pociecha dla istot, które znajdą się wtedy w samym sercu tego "zamieszania"...