"Wymizerowani mężczyźni o pustych spojrzeniach, którzy spędzili cztery lata w piekle stworzonym przez człowieka. A jakiż diabeł może dorównać cywilizowanemu człowiekowi w biegłości, gdy w grę wchodzi tworzenie piekła? [...] Człowiek nie potrzebuje diabłów, sam płodzi niegodziwość. Potem karmi ją i nawozi szaleństwem i chciwością innych."
To naprawdę bardzo dobra książka i nawet powiedziałabym, że rewelacyjna gdyby nie zakończenie. Historia opowiadana przez autora, można powiedzieć, że z grubsza, zawiera się między dwoma wojnami. Zaczyna się w ostatnim roku I Wojny Światowej a kończy wraz z II Wojną Światową. Potem następuje przeskok o jakieś ponad 60 lat i następuje to dziwne, zupełnie niepotrzebne zakończenie, które obniżyło moją ocenę o jedną gwiazdkę.
Postacie są wykreowane świetnie, chociaż mnie i tak najbardziej podobał się Benbow, zwłaszcza ten z dziecięcego wieku, kiedy go poznajemy. Jest rok 1918, chłopiec ma cztery latka, poznaje i próbuje zrozumieć świat po swojemu, jak to dziecko. Zastanawia się jak św. Mikołaj, przepchał samochód-zabawkę przez komin (tak mu powiedzieli dorośli) i samochód nie jest cały w sadzy. Albo próbuje sobie wsadzić w głowę szpilki od kapelusza swojej matki, bo widział, jak ona to robiła, "ale próbował tylko trochę, bo bardzo bolało". 😃
Benbow mieszka z mamą, tata zginął na wojnie, dziadkami i babciami. Życie tej rodziny toczy się powoli. Nadchodzi koniec wojny, wszyscy świętują, bo przecież to ostatnia taka straszna wojna. Przecież ludzie są mądrzy i nikt już nigdy nie dopuści do podobnych potworności jak kilkakrotnie, dobitnie twierdzi autor. Benbow dorasta, inni w jego rodzinie się starzeją, czas sobie płynie i wielkimi krokami nadchodzi kolejny wojenny kataklizm... jeszcze gorszy i bardziej nieludzki od tego nie tak dawno przecież minionego. Kataklizm o twarzy Hitlera.
W swojej książce Malpass wspomina i Polskę ("kiedy Hitler rozjeżdżał czołgami Warszawę") i biedną Czechosłowację, która miała stać się kozłem ofiarnym i obłudne knowania rządu swego kraju z Hitlerem. Bardzo wyraźnie i bez osłody pokazuje kto kogo "wyrolował" i w jaki sposób. Gdyby nie to zakończenie zupełnie "od czapy". Opis wschodniego Berlina z wczesnych lat siedemdziesiątych chyba trochę przesadzony, reszta jest bez zarzutu. Polecam tę niesłusznie zapomnianą, bardzo dobrą pozycję. Opis ma się średnio, do treści książki.