Bardzo wciągające opowieści o Belgii i Belgach, pisane z zaangażowaniem, sercem i pasją - Autor ewidentnie wykazuje emocjonalne przejęcie tematem. Zajmujący rys historyczny o powstaniu niepodległego państwa belgijskiego (1830 r.) „którego mieszkańcy, jak żadni inni, zdominowani byli w przeszłości przez wszystkie europejskie mocarstwa i imperia”, o uchwaleniu przez Kongres przyszłej konstrukcji politycznej kraju, czyli monarchii konstytucyjnej i w związku z powyższym o poszukiwaniach godnego króla, bo przecież własnego Belgia nie miała…O tym jak Leopold II prywatnie zakupił był Kongo, a co z tego wynikło wiemy aż nadto dobrze…W czasie wojny nie wszyscy zachowali się wzorowo, ale, o czym nie wiedziałam, „w Belgii podczas okupacji uratowanych zostało – proporcjonalnie do ich liczby – więcej Żydów niż w jakimkolwiek innym okupowanym kraju”.
Autor opowiada również o dworze królewskim, wykazując się przy tym wielkim taktem: napomyka raczej o niewygodnych sprawach, anegdoty są delikatne, mięsistych brak. A sami Belgowie? – cóż spowici są nimbem tajemniczości, niezwykle skromni, nie lubią afiszować się swoimi dokonaniami czy stanem posiadania.
W książce poruszane są również tematy: religii (rozdział pod znamiennym tytułem „Znikający Bóg”), przerywania ciąży, eutanazji, in vitro, pobierania organów (każdy, kto „postawi nogę na belgijskiej ziemi zalicza się do ewentualnych dawców. Prawo w Belgii nie odróżnia bowiem narodowości czy obywatelstwa dawcy, zatem każdy, kto znajduje się na terytorium kraju, w ekstrymalnej sytuacji może się nim stać”. Belgia należy do organizacji Eurotransplant). Poczytamy także o książkach, piwie (ach to piwo!!), czekoladzie, najdłuższej linii tramwajowej, frytkach (belgijski wynalazek) i … o wielu innych ciekawych rzeczach.
Przez całą książkę przewija się problem tożsamości Belgów: bliższe im to co lokalne, rodzinne niż to co narodowe, państwowe. Geneza tej sytuacji leży z pewnością w historii tego kraju, który powstał w wyniku sztucznego połączonia różnych regionów charakteryzujących się odmienną kulturą i niejednokrotnie nie żywiących do siebie przyjaznych uczuć. Stąd tarcia między Flamandami i Walonami, kryzysy polityczne i obawa o przyszłą obecność Belgii na mapie Europy.
Po książkę sięgnęłam ze względów sentymentalnych, Belgia to kraj bardzo mi bliski: spędziłam w nim szmat czasu, pozwolił mi na wgląd w różne życiowe zawiłości. Obserwacje Autora pokrywają się z moimi, jego wyraźna sympatia dla Belgów jest także moją. Oby kraj wyszedł jako całość z wszelkich impasów, a Belgowie żyli po swojemu z głową państwa, Królem Belgów na czele.
Uwaga: ilość gwiazdek oddaje mój emocjonalny stosunek do treści zawartych w książce, w żadnym wypadku nie określa jej literackiej klasy.